środa, 10 lutego 2016

Czy wdowa ma prawo do miłości?

Czy powinna tkwić w wokalach kiru do końca swych dni? Czy obok krzyża powinna zawiesić portret jedynej swej miłości, i z nią witać i żegnać dzień?
Doprawdy nie wiem. Czy oceniałbym kobietę która uciekła od żałoby w ramiona innego mężczyzny? Czy na tej podstawie oceniałbym jej oddanie temu który ja osierocił? 
Razem z Panem K. mieliśmy cudownych przyjaciół, po śmierci Pana K. rozstali się, nie dawno rozwód... Ona mieszka z innym, jakoś to szybko, może za szybko, albo ja się gdzieś zatrzymałam w codzienności, w większym stopniu skupiając sie na obowiązkach zapominając o przyjemnościach.  Myśle ze nie miałabym skrupułów, bo ileż można trwać w obowiązkach i miłości tylko do dzieci. Za mało tego dla mnie. 
Kto ma prawo do oceny jaka to miłość była, że została pocieszna inną. Czy przyjaźń, przywiązanie nie są podstawą do stworzenia dobrego związku? Czy musi być chemia, motyle w brzuchu, utarte frazesy? Czy słowo kocham aż tak ważne dla zbudowania czegoś trwałego? 
Czy to znaczy że Pan K. był nieistotny w moim życiu, a może te 10 lat to zbyt mało żeby powiedzieć że   to ten jedyny. Ile trzeba być razem żeby uznać że z żadnym innym mężczyzną nie może mnie już nic spotkać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz