poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ręce które leczą

Baja zakończyła rok szkolny w czwartek. Dostała do domu wszystkie książki i całe pudełko pozostałych przyborów szkolnych. Dla Fuci to była istna skrzynia skarbów. Jakoś przez ostatni okres trudno było mi się skupić na zapewnieniu jej oprócz tego co oczywiste dodatkowych atrakcji a tu trafiła się skrzynia skarbów - a raczej siatka zakupowa z biedronki wypełniona po brzegi pisakami, kredkami, pastelami, plasteliną, farbami. O ile ukochane kredki Fuci są w zasięgu jej łapek, o tyle pozostałe przybory szkolne są ograniczane z uwagi na listę zniszczeń w domu.
Najbardziej jej uwagę przykuła plastelina. Więc zaczęłyśmy lepić, wręcz w idealnej ciszy. Pojawiły się  kotki, myszki, koniki - oczywiście My little pony - bo jakby inaczej.
Nowa forma terapii... codziennie więc od czwartku lepimy, dokupiłam już 4 pudełka, bo szybko nam się zużywa, ale nie szkodzi. Plastelina na razie rządzi.

Zakręty codzienności

Staram się być matką i ojcem. Staram się zapewnić moim dzieciom wszystko, czego potrzebują. Te potrzeby codziennie nie są duże, jeść, pić, podwórkowy relaks.
Dzieci nie mają ojca, psychologia mówi jak istotny to element układanki zwanej rodziną. Jak istotne dla dorosłej kobiety jest pamięć z dzieciństwa, obrazu ojca który kocha matkę, który ją szanuje, który... dużo jest tego.
Co  myśli 7latka? Taka która nie bardzo chce rozmawiać a zagadnięta robi się oschła i zmienia temat.
Umówiłam się na warsztaty i spotkanie z psychologiem. Mój system bycia "matką i ojcem" runął. Pomyliłam daty, dni, godziny. Zgubiłam też drogę, GPS-es wariował co 500 metrów.
Cóż teraz znam przynajmniej drogę, drugi raz się nie zgubię.
Nieznana kobieta, w krótkiej rozmowie dała mi więcej niż wszyscy którzy są wokół  mnie.

czwartek, 26 czerwca 2014

Czas

Czas biegnie jak szalony.
Stoję,pada na mnie deszcz, czuję jakby ktoś wcisnął guzik na pilocie, i przyśpieszył wszystko wokół.
Pada deszcz, rośnie trawa, kwitną bzy, kwitną krzaki jaśminu i moje ukochane konwalie. Na targu truskawki, młode ziemniaki, czereśnie. Dziecko odbiera świadectwo ukończenia szkoły.
A ja stoję, i nie wiem kiedy to się stało, stoję sama i tylko zegar tika w zawrotnym tempie.
Dostałam bilet i nie wiem czy wsiąść do tego pociągu.

wtorek, 24 czerwca 2014

Męskie sprawy

Dom to dom, mąż, żona, dzieci. Żona ma swoje obowiązki, a mąż swoje.
A co jeśli nie ma męża!? Co ma zrobić żona za którą mąż naprawiał, zmieniał żarówkę, wiercił dziurę w ścianie żeby zawiesić obrazek?
Zepsuł mi się zlew w kuchni, zalana cała kuchnia, obiad na gazie. Usiąść i płakać nad swoim losem? 
Naprawiłam, jeszcze muszę kupić silikon żeby dokończyć naprawianie.
Baja się popłakała, bo przecież jak sobie poradzę, no przecież Tato takie rzeczy załatwiał a ona była jego małym pomocnikiem.
Pokazałam jej skrzynkę z narzędziami, i powiedziałam że damy radę, bo mamy narzędzia, a Tata z góry pilnuje żebyśmy nie pomyliły i wzięły właściwe.
Na razie nie cieknie, mam nadzieję że się udało.

sobota, 21 czerwca 2014

Duchy

Od kilku dni otwierają mi się same drzwi. Wystarczy że któryś z sąsiadów trzaśnie mocniej swoimi, moje się otwierają. 
Wczoraj też się otworzyły, ciemny korytarz, Fucia patrzy w drzwi i mówi  do nich chodź tutaj...
Duchy...
Jutro pojadę po nową klamkę.

Kolejny level rozwoju

Maleńkie dziecko leży, potem się turla, czworakuje, idzie...
Fucia zaczyna dorastać do wieku przedszkolaka.
Od tygodnia mój mały człowiek korzysta z ubikacji jak pełnoprawny dorosły, jestem z niej niebywale dumna, bo bardzo łatwo nam  trening czystości przeszedł w codzienność. Dzieć szczęśliwy leci po nocnik i chwali się zawartością, z tym błyskiem w oku jakby chciała powiedzieć - widzisz kolejną rzecz już umiem.

piątek, 20 czerwca 2014

Biznes

Pół dnia zajęło mi dziś pisanie CV. Nie biegnę z duchem czasu, nie mam zdjęcia z sesji od modnego fotografa, ba nie zatrudniłam trendy pośrednictwa do jego napisania. Pomógł mi szablon Worda. Czy wyjdę na wapniaka, którego nie należy zaprosić na rozmowę!? Czy ktoś doceni kwalifikacje zamiast ocenić brak zdjęcia... czy zatrudni ktoś samotną matkę małych dzieci które chorują!?
Gdy ubiegałam się o swoją pierwszą pracę pisało się życiorysy a nie CV, świat biegł innym torem. Pamiętam swoją naiwność, i brak instynktu samozachowawczego, a to wiąże się mocno z pochodzeniem. Wychowano mnie w szacunku dla ludzi, ufności, mówiono mi że ludzie są z natury dobrzy.
Pamiętam że moja Babcia zamykała dom, a klucz zostawiała w stodole. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli gdzie ten klucz jest, i jak ktoś chciał coś pożyczyć, to brał klucz, i szedł po szklankę cukru. Zawsze też  widzieli i pilnowali obcych na podwórku.
Wysłałam mój życiorys gdzie się dało, mam nadzieję że  mam jakichś znajomych...

piątek, 13 czerwca 2014

To całe chorowanie

Gdybym miała wybór chciałabym żeby moi bliscy chorowali na katary.
Lekarz rodzinny, apteka, łóżeczko.
Rok temu ojciec moich dzieci zaczął chorować. Niestety Dr House w Polsce nie przyjmuje. Lekarz w Pl, diagnozuje stres, i zapisuje leki na uspokojenie. Przy powtórnej wizycie, na szczęście tego samego nie ma a inny odsyła do szpitala...
JAk zwykle pan K. jest niezwykle ciekawym przypadkiem ale zaraz potem, każdy kolejny lekarz umywa ręce. Zanim doszli co leczyć pan K. poznał strukturę z 5 szpitali warszawskich, wszystkie specjalistyczne, a jakże sami najlepsi lekarze, tyle że gówniani z nich diagnostycy. Może i leczyć umieją, tylko wiecie jak to jest - operacja się udała tylko pacjent zmarł...
Trafiłam na jednego dobrego lekarza do dziś wysyła mi sms'y...
cdn...

Dzieci śmieci

Gdy byłam maluchem jedyną wakacyjną atrakcją był mały zalew na Wisłoku, nad który jechała cała okolica. Rozłożenie ręcznika żeby się położyć graniczyło z cudem. JAka to była wyprawa, kanapki, koce, ręczniki...

Otworzyli mi basem 500 metrów od domu, więc jako matka dzieciom, postanowiłam zorganizować atrakcję. Żeby dzieci bardziej zmęczyć poszłyśmy na piechotę no w końcu to 600 metrów. To był strzał w dziesiątkę nawet nie sądziłam że 2latka potrafi tak brykać. Baja dostała ostrzeżenie od ratownika za bieganie, chwilami brakowało mi oczu i rąk.
Fucia wpada na ciekawe pomysły obserwując otoczenie, na szczęście jeszcze jestem w stanie zdążyć zatrzymać ją przed realizacją niektórych.
Tu też zauważam że nie ma dwójki takich samych dzieci, mogą spać pod jednym dachem, mogą mieć tego samego ojca i matkę, a tak różne charaktery, żywiołowość.
Fucia patrzy, i realizuje. Baja patrzy, a potem myśli, myśli, i na tym etapie rezygnuje z realizacji.
Pluskanie zakończyło się dla dzieci za szybko, i mocno protestowały. No że portfel niezbyt pękaty, skończyło się na 1 godzinie.
Powrotne 600 metrów już nie było takie łatwe, obie dziewczyny były tak zmordowane że  nie chciały iść, o ile Fucie zarzuciłam na plecy, to Baja dreptała za mną jęcząc. Oczywiście lody wróciły siłę i witalność w obydwu przypadkach.
W domu panny padły... delektowałam się ciszą....

czwartek, 12 czerwca 2014

Trudne, nowego początki

dziś będzie na smutno.
Z kresów przyszłam do "wielkiego miasta" za miłością, za pasującą połówką mojej pomarańczy...
Połówki nie ma, odeszła we śnie, mam nadzieję nie cierpiąc...
Połówkę dorwała w swe szpony podstępna choroba, zgniotła, stłamsiła, podeptała i wypluła... To co zostało nie miało się czym bronić...odszedł cicho.


Zostałam  sama, z małą Fucią która już nie pamięta kim był, i Bają która  straciła swojego Bohatera.

Trudno jest kroczyć z podniesioną głową samemu, trudno jest wstać rano.
Ale wstaję, kroczę...

Jestem i Matką i Ojcem.