piątek, 29 sierpnia 2014

Nowi domownicy

Dawno nie pisałam, bo i o czym tu pisać. Człowiek siedzi sam w czterech ścianach i głupoty przychodzą mu do głowy. Więc nie będę się użalać i już szybciutko nadrabiam.
2 tygodnie temu przeprowadziła się do nas Ciocia. Ciocia ma być wsparciem, bo jak wiecie samemu z dwójką dzieci nie tak łatwo, zwłaszcza że młodsza na przedszkole za młoda, a żłobka w mojej okolicy nie ma. No i jak pewnie każda mama wie - dzieci chorują, a zwolnienia lekarskie są gwoździem do trumny kariery zawodowej.
Więc Ciocia klamoty spakowała, paczkami wysłała no i przyjechała. Ale...ale nie sama - z małą kicią. Kicia ma na imię Dżina, albo Fruzia.
Dżina z Ciocią przyjechała z daleka, jechały całą noc. Odebrałam je z dworca o świcie, dojechałyśmy do domu, kawusia, śniadanie i szybciutko do sklepu po kuwetę, jakiś koszyczek do spania, i wiecie takie tam kocie gadżety.
I tu muszę wygłosić pierwszą pochwałę naszej kici-koci, biedaczka od wieczora dzień wcześniej nie załatwiła swojej potrzeby, skorzystała dopiero jak wróciłyśmy z kuwetą i żwirkiem. 
Nasza kicia-kocia lubi wychodzić na taras - niestety szybko też odkryła jak łatwo przeskoczyć przez barierkę i pohulać po okolicy. Wiec zakupiłyśmy szelki - kocie szelki zakłada się na brzuszek i łepek, niestety Dżina w 3 dni znalazła sposób na pozbycie się ich i zwianie.  Pomyślałam że nie będzie mnie kot w "konia" robił.
Chodzi na taras w szelkach na yorka :-D i nie zwiewa (niestety myślę że do czasu znalezienia sposobu wyślizgnięcie się z nich).
Kicia-kocia  lubi się ze mną bawić, nawet mi już wymyła ręce - co wg Cioci oznacza bezgraniczne zaufanie.
Jest niebywale sprytna, potrafi łapką odsunąć drzwi przesuwane, dzięki temu moje żałobne kiry są w kocich kłakach.
Trochę mnie wkurzały na początku te kłaki, bo napisze na koniec mam alergię na sierść kota, która chyba wyparowała, bo ani astma mi nie dokucza, ani śluzówka nie puchnie. Zastanawia mnie czy to wszystko nie zaatakuje jak w chłody zacznę okna zamykać, ale jak to mówiła pewna postać z książki - pomyśle o tym jutro. 


środa, 13 sierpnia 2014

Zderzenie ze wspomnieniami

Pojechałam do salonu meblowego, na Woli. Wyszłam z pracy krótki spacer, wsiadłam w 105 i jadę przed siebie... najpierw pomnik Polegli Niepokonani, cmentarz, market, przystanek.
Koło pomnika byliśmy kilka razy na spacerze, są tam mogiły Powstańców Warszawskich, zawsze była tam cisza spokój...czas się zatrzymywał, szum drzew, zapach trawy... jego ciepła ręka, trzyma moją...
Na przystanku często się przesiadaliśmy, przesiadka po pracy, albo jak jechaliśmy do teściów... Pamiętam zimę któregoś roku, wracaliśmy wieczorem zmarznięci, zziębnięci i ten przystanek. Chuchaliśmy sobie na ręce żeby było cieplej. Zawsze mnie obejmował i cmokał w czubek głowy, albo opierał brodę na mojej głowie, i tak czekaliśmy.
Potem zobaczyłam samolot schodzący w kierunku lotniska... mieszkaliśmy w takim miejscu, przez prawie 3 lata że można było na samolotach czytać drobne literki z nazwami. W pracy z Pana K. śmiali  się koledzy mówiąc że wstaje "z pierwszym lotem do Chicago". 
Słabo pamiętam drogę do sklepu, wysiadłam z autobusu i zatoczyłam się jak odurzona, usiadłam na przystanku bo zrobiło mi się słabo, nie wiem ile tam siedziałam, weszłam do sklepu ale  nie pamiętam co zamówiłam, mam karteczkę, otrzeźwiałam w domu. I topie samotność w strugach łez.

wtorek, 12 sierpnia 2014

IKEA

Gdzie przeciętna kobieta robi zakupy wnętrzarskie? W ikea...
Potrzebuję sofy jednoosobowej, więc wróciłam z pracy wskoczyłam w samochód, jedna prosta, tunel, zakręt kolejna prosta rondo, znowu prosta, 2 ronda w Markach no i jestem pod ikea. Parking zapakowany  na full miałam fuksa bo ktoś wyjeżdżał.
Weszłam do sklepu i... jesooo kochany.. całe rodziny jak na pikniku, wrzeszczące w fotelikach noworodki, kobiety z rozbieganym wzrokiem... Co kawałek widzę kobitę z telefonem i słyszę teks "Cześć jestem w Ikea.." Zaczęłam się zastanawiać czy ja jestem nie normalna? Może też powinnam do kogoś zadzwonić i powiedzieć "hej dzwonie z ikea". ALbo nie, lepiej włączę FB i zaznaczę swoją obecność.
Co jest w tym sklepie że ludzie lgną do niego jak ćmy do światła? 
Sofa którą upatrzyłam  była tragiczna, obszyta tandetnym materiałem, cena w żadnym wypadku nie szła w parze z jakością, wybiegłam stamtąd jak oparzona. Uradowałam kolejnych polujących zwalniając miejsce parkingowe.

sobota, 9 sierpnia 2014

Pustka

Nie wiem co mam napisać. Nie mam z kim porozmawiać, a od 3 tygodni z dnia na dzień, czuję się gorzej. 
Nie znoszę wracać do pustego domu. Jutro minie 5 miesięcy. Tyle jestem sama. Od 5 miesięcy przytulają mnie dzieci, tylko dzieci mówią mi kocham cię, tylko z nimi śpię  w łóżku. 
Kwiaty kupuję sobie sama. Nikt nie pochwalił mojej fryzury po powrocie od fryzjera, nikt nie powiedział czy dobrze wyglądam w nowych spodniach.
Pustka, i taki cholerny brak widoku na przyszłość...
Tyle planów, tyle marzeń szlag trafił. 
Została tylko tęsknota, i strach że ta pustka mnie zniszczy.
Ludzie wokół nie rozumieją łez, wydaje im się że wiedzą, że mówią co trzeba.
A tak nie jest....
Mówią, pytają wydaje im się że są taktowni, a wbijają kolejny gwóźdź w rozdartą  już ranę. 
Zawsze rozmawiałam z siostrą, teraz ona ma swoje problemy, rozbite życie, nie chcę jej obarczać bo sama jest kupką nieszczęść. Po każdej rozmowie jest bardziej przybita niż ja. 
5 cholernych miesięcy...

wtorek, 5 sierpnia 2014

Samotność, i kłody pod nogi

Pokój pomalowany, więc trzeba zamówić meble dzieciom. Znalazłam trzy łóżka piętrowe, śliczniutkie białe, z ładną barierką.
Dzwonię i pytam, czy jest łóżko, czy lepszy materac, no i gwóźdź programu - czy dostawa obejmuje wniesienie. Niby proste, prawda?Po co człowiek zamawia  do domu? żeby mu ktoś wniósł do małego pokoju.
Przy trzeciej rozmowie popłakałam się w słuchawkę... JAk mam sobie wnieść sama 100 kg łóżko do domu. Kierowca może pomóc mężowi, powiedziałam do słuchawki męża nie ma - umarł - i wybuchnęłam płaczem.
Szukam dalej bo czasu mało, niby kapitalizm, człowiek chce zapłacić, a tu "takie buty".

niedziela, 3 sierpnia 2014

Weekend

Co robi matka w dwójnasób samotna?Nie ma męża, nie ma dzieci... Ktośby pomyślał "żyć nie umierać".
No to co robię ja? Maluję, ale nie nie, nie myślcie sobie, nie rysunek, nie kredeczki bo dzieci nie ma. Maluję ściany!
W planie była tylko jedna ściana, którą babcia próbowała domyć z graffiti Fuci, i przedarła się do farby z przed lat. Ściana wyglądała tragicznie cała biała a na środku wymyte koło do błękitu.
Przez cały zeszły tydzień po pracy szpachlowałam dziury,przestawiałam meble no i nastał piątek. Wałki z piwnicy przyniesione, farba gotowa. Punt 9:30 po solidnej porcji jajecznicy stanęłam na drabinie. W  2 godziny ściana była pomalowana, ale błękit się jeszcze przedzierał, a farby w kubełku za mało było na nałożenie drugiej warstwy. Przebrałam się wzięłam klucze i pojechałam do marketu budowlanego, wzięłam wiaderko białej farby i.... już miałam iść, a tu obok białej farby - czerń sezonu - farba szara.Dopadła mnie wizja jak cudnie ta farba wyglądałaby w przedpokoju. Cóż im więcej myślenia, to w sumie nie szkodzi, ale też zauważyłam farbę podobną  do tej z salonu.
Pomyślałam,a raczej zamiast myśleć przeszłam do działania i poszłam do samochodu z 3 wiaderkami farby.
Zrobiłam sobie dodatkowo wycieczkę do pobliskiego decathlonu po wygodne siodełko rowerowe, bo przez to które mam, po przejechaniu 45 km ucierpiała mocno moja godność.
Po powrocie do domu nałożyłam 2 warstwę farby u dziewczynek, i wzięłam się za przedpokój. Wymyślałam sobie zrobić pasek od góry, żeby  obniżyć  sufit, i optycznie powiększyć przedpokój. Łatwe to nie było, i na koniec ratowałam się pędzelkiem dziecka żeby wyrównać krzywizny. Jest nie najgorzej. Oczywiście gdybym wynajęła malarzy   oczekiwałabym znacznie więcej, z własnych efektów jest dumna i blada, w końcu mam czyste ściany.
Pokój dzieci pomalowany - czeka na meble, pokaże go jak wszystko będzie na swoim miejscu.
Za tydzień salon, mam nadzieję że podołam, powinno być łatwiej bo nie ma tylu zakamarków co w przedpokoju, maluję tylko 2 ściany na jasny beż, 2 zostają z ciemną kawą, nie wyciapane przez dzieci:-)

przed metamorfozą




po metamorfozie: