środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świat!!!!

Wszystkiego najlepszego dla Wszystkich. Miłości i szczęścia w życiu, a przede wszystkim zdrowia. Przytulcie każdego bliskiego, i cieszcie się ze macie ich obok siebie.  Dużo prezentów 😘

niedziela, 21 grudnia 2014

o świętach i chorowaniu w PL

w zeszłe święta wróciliśmy do domu w Boże Narodzenie, Pan K. z każdą godziną czuł się coraz gorzej... wieczorem obejrzeliśmy film i porobiliśmy sobie sporo fajnych fotek..


Kilka godzin po zrobieniu tej fotki wzywałam pogotowie i przez 5 dni walczyłam z bezduszną służba zdrowia o pomoc dla niego...
Wiecie jak się choruje na śmiertelną chorobę w niekończący się długi weekend!? W szpitalach rezydenci, przypadkowi lekarze bez doświadczenia... On z uciekającą nadzieją w podrzędnym szpitalu rejonowym, a ja na telefonie błagałam, płakałam, już nie wiedziałam gdzie dzwonić... udało się teściowej... i w nowy rok Pan K. dostał chemie dla ratowania życia...
Potem mu to życie zostało odebrane..

Krok po kroku, krok po kroku

najpiękniejsze w całym roku idą święta...

Kapusta z grzybami na balkonie, uszka zamrożone, buraczki kiszą się na barszcz... Piernik upieczony, pierniczki kruszeją od 2 tygodni, jutro piekę makowce... rolmopsy zrobione, jeszcze rybka po grecku i pakuję auto i jedziemy do teściów.
Dzisiaj dotaszczyłyśmy z Ciocią choinkę. Ubrana cieszy oko, kotu służy za miskę z piciem. Fućka kota wspomaga i przewiesza jej wszystkie ozdoby słomiane na niższe gałązki a kot na nie poluje...
W zeszłym roku Pan K. ledwo doniósł choinkę do domu, poszedł z Bają ona wybierała..Takie piękne zdjęcie mamy z zeszłych Świąt zrobiliśmy je sobie sami...


środa, 17 grudnia 2014

Tablet i blog

Pisanie na tablecie postów jest porażką. Nie zawsze zczytuje to co napisałam, czasem czytam następnego dnia i drapię się w przedziałek. Wyglada jak bełkot stworzony w czasie upojnej nocy z butelką wina. Od dziś wprowadzam cenzurę.

wtorek, 16 grudnia 2014

Troje dzieci pod dachem

Mam dwoje wiec pewnie spytacie skąd to trzecie...
Ostatni raz przed moja "niania" w dniu chrztu Fuci ostrzegał mnie Paweł "prawie brat" Pana K. Myślałam co Wy wszyscy q..... wiecie o mojej sytuacji... Praca, dwoje małych dzieci, i ja sama. Niewiem co Pan K. mu o niej opowiadał, ale był jedną z wielu osób która mnie przednia ostrzegała. No i mam pod dachem trójkę dzieci - w tym jedno 56-letnie. To najstarsze gdzieś sie zagubiło i ja nie mam do niego zaufania. Daje pieniądze na zakupy i nie dostaje reszty, ale za to dzieci opowiadają jakie ciocia kupiła im smakołyki -mimo mojego zakazu. Nie kupuje słodyczy z uwagi na Baje która nie jada posiłków, chwilowo wyglada jak "szczypiorek". Ostatnio dostałam od Mamy włoska nutelle - smak zdecydowanie lepszy niż ta która można dostać w PL- na drugi dzień była juz tylko 1/3 za to gdy weszłam do domu ciocia oblizywała łyżkę (nie mylić z łyżeczka). Niby nic ale dla kobiety która ma cukrzyce to sporo...muszę wielu rzeczy dopilnować, teraz zaczęłam tez sama gotować, bo ciocia smaży nawet kotlety w głębokim tłuszczu co mnie przeraża, warzyw tez nie dusi tylko smaży... Ostatnio zrobiła moja ulubiona kaszę - pęczak na koniec oprócz warzyw wlała oliwę, która została z pomidorów w oliwie, równo 1/3 słoiczka... po jednym widelcu było mi nie dobrze... Po takim posiłku z reguły ciocia mierzy cukier, i mocno debatuje nad tym jak to możliwe ze jest taki wysoki przecież prawie nic nie zjadła... Niech te dzieci szybciej rosną bo stres w domu i w pracy mnie wykończy..

niedziela, 7 grudnia 2014

I ma women

I am strong 
I am invincible
I am women...

I daję radę wiecie? Daję radę....

Życzenia do nieba...

8 grudnia Pan K. mialby urodziny... Od jakiegoś czasu postanowiłam świętować takie kolejne rocznice. Przeganiam duchy z każdego kąta i nie płacze, świętują tez dzieci. 
Juz wcześniej sygnalizowałam rodzinie Pana K. że będziemy dziś świętować. Umówiliśmy się na cmentarzu kupiliśmy wieńce świąteczne wkłady do olbrzymiego serca - które Basia wybrała 1go listopada -pali sie 5 dni, i znicze w kształcie choinek, nie potrafiłam jej odmówić. Gwoździem programu były chińskie lampiony, brat Pana K. pomógł je rozłożyć, puściliśmy 2, po jednym od każdej z dziewczynek, takie życzenia dla Taty. Fucia podskakiwała i wolała leć do Taty, lecą życzenia do Taty, patrzyliśmy jak wznoszą sie coraz wyżej, i wyżej, jacyś starsi Państwo dopytywali co to za okazja.. Odeszli wzruszeni, starsza Pani ocierała ukradkiem łzy.... Wróciliśmy na obiad, poszalałam przystawki, zupa, wołowina z przepisu Ewy z kaszą, ukoronowaniem był deser tarta jabłkowo-migdałowa. To był miły dzień. Smutny, ale byliśmy wszyscy razem i razem było nam łatwiej. 
Panie K. gdziekolwiek jesteś spokojnego bytu! 

sobota, 29 listopada 2014

Idą idą święta...

Jak wy sie do nich przygotowujecie? Ja celebruje... piękę z dziewczynkami pierniki, robimy ozdoby choinkowe, kartki świąteczne. Wiecie co mnie drażni najbardziej w Święta? SMS z życzeniami, okropne... Co roku robimy kartki i je wysyłamy... Pierniki sami dekorujemy... W zeszłym roku razem z panem K. Spędziliśmy cały wieczór z lukrowymi pisakami w rękach dekorując pierniki na prezenty, każdy z wyciętym imieniem, specjalnie udekorowany... Pan K. Bardzo sie  starał... Baja chciała juz dzis świeżo upieczone dekorować, nie dałam rady. Udekorujemy je później, nie dziś, na dzis wystarczy.
Dzis robiłyśmy też próbne podejście do ozdób choinkowych, efekt? Mam poparzone palce od kleju, gdyby nie kolor kleju wyglądało by całkiem niezłe, brakuje jeszcze tasiemki na której moje choinki zawisną, ale opuszki moich palców po jednej sztuce maja dość na dziś.
 

Korpo wyscig

Walczę o satysfakcję w pracy, walczę aby zło konieczne stało sie przyjemnością, powodowało chęć wstania rano i radości z tego ze idę do pracy. Chce aby praca nie była przykrym obowiązkiem a przynosiła mi właśnie - satysfakcję. Kilka rozmów kilka spotkań... Wypadłam z obiegu, ostatnia prace dostałam z litości... Dobre stanowisko, niezła pensja ale dla mnie to mało... Chce więcej nie chce wegetować, chce żyć...

sobota, 22 listopada 2014

...przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości...

Pan K. latem zeszłego roku postanowił poszerzyć swoją obrączkę. Oddał do złotnika... odebrał bez grawerki... zaniósł jeszcze raz.
Wrócił z nią wkurzony...
Pan K. miał wygrawerowany na swoim "gps-ie" jak mówił o obrączce moje imię i datę ślubu, Ania i 11.10.2003... Pan złotnik od grawerki, mimo karteczki, spartolił robotę i zamiast Ani, stałam się patetyczną Anną... tydzień później obrączka pękła ..PAn K. chyba się przestraszył a potem mnie pocieszał, że to nic nie znaczy że to tylko metal....
Znowu mnie ktoś zapytał po co noszę obrączkę, przecież nie muszę....
Czy moja miłość się skończyła? Od czasu gdy Pan K. wylądował w szpitalu noszę jego obrączkę w portfelu... tydzień temu założyłam na łańcuszku i noszę na szyi...
W piątek rozmawiałam z najlepszym przyjacielem Pana K. rozstał się z swoją żoną... zazdroszczę mu, mimo że z nią nie mieszka, może ją zobaczyć, może z nią porozmawiać... mnie został pieprzony grób.

piątek, 31 października 2014

Samotna kobieta..

Dziś nie o dzieciach, nie o codzienności. Dziś o samotnej kobiecie.  Kobiecie która straciła miłość swojego życia i najlepszego przyjaciela, cudownego kochanka. Każdego dnia tęsknię bardziej niż dzień wcześniej. Każdego dnia dziękuję opatrzności za te cudowne 12 lat razem, jednocześnie żałując że tylko tyle byliśmy razem.
Dzięki Tobie Kochany jestem silna i wstaję rano, dla Ciebie idę dalej bo wiem że gdzieś tam na mnie czekasz i głęboko wierzę że kiedyś się spotkamy. Bo taka miłość nie może się ot tak skończyć...

sobota, 18 października 2014

Będzie o Fuci...

Fucia urodziła się 2 kwietnia, gdyby żyła moja Babcia odśpiewała by nowennę i dała na mszę. Fućka urodziła się w rocznicę śmierci JP II. Od małego swietnie ze sobie radzi, jest z tych co upadają, otrzepując kolanka wycierają łzę i idą dalej. Fućka nie umiejąc chodzić weszła sama na drabinę - zostawiłam ja samą w salonie z rozstawiona drabiną, w połowie wysokości złapał ja pan K. pozwolił jej wejść na górę, z ciekawości zestawił ją na podłogę, weszła jeszcze szybciej. 
Kolejnym razem Fućka chcąc siegnąć po coś na blacie kuchennym otworzyła piekarnik i weszła po klapie piekarnika, po drodze zapomniała po co tam weszła, gdy do niej podeszłam zrzucała palniki, opatrzność  nad nią czuwała bo nic się w tym czasie nie gotowało. Basia pokazała jej jak się wdrapać na krzesło, Fućka na krześle nie poprzestała, weszła, od razu na stół. Basia pokazała jej jak zeskakuje a ta skoczyła za nią... Skończyło się rozbitą głową i stłuczoną rączką, co nie było dla Fućki ograniczeniem, na stół dalej właziła ale do skoku wolała mnie.  Bardzo szybko zaczęła protestować przeciwko wożeniu wózkiem, woli chodzić, gdy ja wracam z obolalymi spacerem stopami do domu, Fućka pyta kiedy idziemy na "podórko".  W zasadzie nie powinnam pisać ze Fućka chodzi, bo ona biegnie w podskokach i bada całe otoczenie, najchętniej chodzi po rowach, krawężnikach, łapkę daje jak widzi zagrożenie. Ze schodów zeskakuje albo na nie wskakuje. Fućka chyba tez trzyma sztamę z kotem, wola ją do kuchni i podkarmia, jak ją kot podrapał - ugryzła ją w ogon. Fućka lubi jeść nie grymasi przy niczym, je wszystko co dostanie, i tu z duma pochwale moje 2,5 letnie dziecko nie nosi juz pieluch, ba nawet w nich nie śpi. Jestem tym bardziej dumna, ze nie zdarza jej się zapomnieć w zabawie, na spacerze ona oświadcza o potrzebie i czeka trzymając na załatwienie sprawy, chodź nie zapowiadało się tak na początku. Wieczorem przychodzi łapie mnie za rączkę i mówi "idziemy spać" wiec piżamka, łóżeczko i "śpiewaj mi", zamyka oczy i wyciągu 5 minut odpływa..

piątek, 17 października 2014

Gdzie jest Tata...

Jak to wytłumaczyć 2,5-latce? Fućka bierze telefon patrzy mi w oczy poważnie i mówi "dzonie do Taty"  . Halo Tata? Dalej nawija trochę po swojemu. Pojechałyśmy na cmentarz, dotarłyśmy na miejsce Fućka pyta to gdzie Tata, Baja jej tłumaczy, no tu, śpi sobie i patrzy na nas z chmurki. Fucia pomyślała, postała chwilkę po czym przychodzi i pyta: Tata śpi? Tak mówię. A z której chmurki pacsy? Co jej odpowiedzieć? 
Panie K. słyszysz? Widzisz? Tu właśnie powinieneś być... Jak Fućka dzwoni to powinieneś odebrać od niej telefon.

czwartek, 16 października 2014

Jestem zła

Jestem zła, bo kot któryś raz z rzędu nie trafia do kuwety. Jestem zła bo ciocia znowu wyprała czerwono-różowe z innymi kolorami i wszystko wyszło z pralki różowe. Jestem zła bo 42 mkw muszę zmieścić się z dziećmi i ciotką. Jestem zła bo ciotka nie potrafi upilnować Łucki, poszłam na 1,5 godziny fo fryzjera a moje małe dziecko w tym czasie zdewastowało mydło w łazience było wtarte w wszystko, i najgorsze - nie schowałam pisaków starszej córki - moja sofa z kapa kupiona 1 m-c temu jest wyświnniona tuszem z pisaków niestety żaden z odplamiaczy sobie z tym nie poradził... 300 zł poszło w las...po co mi taka pomoc? 

poniedziałek, 13 października 2014

Na wsi

Tęsknie za proziakami mojej Babci, z świeżo odciśniętym twarogiem i tartym jajem na twardo. Za rechotem żab o zmroku, zamiataniem podwórka... Za dziecięca naiwnością... Beztroska dzieciństwa. Wrzesień to okres "wykopków" które wspominam z radością... Co roku pomagaliśmy to jednej Babci to u drugiej. Zawsze było wesoło, zawsze było tłoczno... U Babci - po stronie mojego Taty, pierwszy koszyk się zakopywało, nad paliło od razu ognisko i szliśmy dalej zbierać. Na koniec ognisko się gasiło, i wyciągało upieczone ziemniaczki, Babcia przynosiła swoje masełko, twaróg, bańkę mleka... do dziś pamietam ten smak... Pamietam tez stara chałupę, która tam stała z XIXw. Mam takie przebłyski z bardzo wczesnego dzieciństwa, stada baranów które tam było. Dom był dwuizbowy, prawa strona to obora dla zwierząt lewa izba mieszkalna. Były tam ławy stół, stary kredens, łóżka do spania i piec. W oknach wisiały firanki... Dom drewniany kryty strzechą... Obok stała wielka stodoła w której było siano, i słoma pamietam gigantyczne pajączyny i wielkie pająki krzyżaki. Była stara studnia z cudnie lodowatą wodą w upały, i drzewa, grusze i jablonki. Gruszki były przepyszne, mój Tato miał wątpliwa przyjemność zrywając dla nas gruszki, rozjuszyć stado szerszeni które miały tam gniazdo - kilka dni gorączkował po 6 ukąszeniach. 
Drugi kierunek to druga Babcia, zbieraliśmy ziemniaki z moimi kuzynami. Tam był dopiero ubaw, rzucaliśmy  się ziemniakami, notorycznie straszyliśmy ciocie myszami i szczurami, i wypuszczalismy jej pod nogi kota... Ale była zabawa... Potem papierówki w sadzie u dziadków kuzynów... 
Dzieciństwo to piękny okres w życiu, moim...

sobota, 11 października 2014

kot

polubiłyśmy się z kotem, co w sumie nie jest łatwe, bo kot ma już swoje lata i nie łatwo akceptuje inne osoby. Z Dżiną często się bawimy, rano wstaję pierwsza więc Dżina sępi śniadanie, oczywiście, od razu je trawi, więc muszę sprzątać.  Co dzień  się bawimy, i ona wrecz doprasza się o te pieszczoty kupuję jej whiskasy na kłaczki - coś ala kocie paszteciki - kot je uwielbia.
Niestety albo stety kot ma tez swoje zwyczaje z reguły mnie gryzie jak się szarpiemy - dla mnie nowość, nigdy mnie kot nie gryzł, szukam rozwiązań... jutro ciocia wyjeżdża i kot ma mnie - tylko i nikogo innego przez tydzień - zobaczymy, co dalej.

Samotna matka

To zadanie nie jest łatwe, wychowywać samotnie dzieci. Oczywiście nie robię tego sama, mam do pomocy Ciocię Pana K.. Ale nie o tym dziś chciałam.
Nie pamiętam czy pisałam o tym, ale żywiołowość Fuci mnie przerasta. Fucia robi mnóstwo nie przewidywalnych rzeczy. Po bojącej się własnego cienia Baji, z Fucią ledwo daję radę.
Gdyby mnie aktualnie odwiedziła opieka społeczna,  to widok drobnego ciałka mojego dziecka wprawiłby ją w zdumienie, bo Fućka chyba nie ma,  nie posiniaczonej części ciała. W tym roku zaliczyliśmy już 4 rtg 2 TK głowy, z czego ostatnia była 3 dni temu. 
Fućka z racji posiadania starszej o 5 lat siostry bardziej się trzyma towarzystwa starszych, niestety nie zawsze potrafi za nimi nadążyć, albo też właściwie zareagować na ich zachowanie, oczywiście też nie odczuwa barier, ani leku, nie widzi też konsekwencji swojego działania.
Oby trochę przystopowała bo osiwieje całkowicie 

Te pierwsze razy...

Od 7 miesięcy jestem "niczyja". Dziś nie świętowałam 11 rocznicy ślubu. Z tej okazji było tort, szampan piccolo i laurka od dzieci. Zwykły dzień, kolejny który mnie od niego oddala. Kolejna rocznica, kolejna sprawa która powoduje, że Pan K. coraz bardziej znika z mojego życia. Coraz mniej go w moim życiu, coraz mniej o nim myśle, i coraz bardziej mi go brakuje. Każdemu dniu towarzyszy niedowierzanie ze to się skończyło, ze jego juz nie ma, ze nas juz nie ma.
Nie umiem juz płakać, nie umiem się oczyścić. Samotność mnie zżera od środka.
Jestem twarda potrafię zadbać o codzienność siebie, dzieci. Show must go on... Tylko nie wiem czy chce w tym uczestniczyć.
Nie umiem poprawić jakości swojego życia, wegetuje w obowiązkach. Dzieci praca, bo czynsz bo kredyt...
W zeszłym roku spacerowaliśmy po lesie, zbieraliśmy z dziewczynkami szyszki... Nie byłam w lesie odkąd Pan. K odszedł... Ostatni raz byliśmy tam razem, ledwo doszedł pod ten las, bałam się ze będę go musiała z powrotem nieść albo wzywać pogotowie, ale się uparł...
Tęsknie skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo...
Gdybym była stara jakoś łatwiej by mi było to znieść, ale wizja tylu lat w samotności jest jak okrutny żart Boga..

czwartek, 9 października 2014

Gdyby..

Pan K. był obok mnie świętowalibyśmy w sobotę 11 rocznicę ślubu. Coraz więcej cieni, czuję w sobie, coraz większa pustka.
Wczoraj pierwszy raz od dawna balowałam.. z kolegami z pracy. Impreza na poziomie, tańczyłam do 3 nad ranem. Wróciłam do pustego domu, nikt na mnie nie czekał.
Tak,tak czekały dzieci, one zawsze czekają, mimo to czuje że jestem sama. Ta samotność, niszczy mnie coraz bardziej od środka... 

poniedziałek, 6 października 2014

Idzie rak nieborak...

rozbiła mnie wczoraj wiadomość o śmierci Ani Przybylskiej. Kolejne młode życie pożarła okrutna choroba. Znowu zalała mnie fala wspomnień. Pan K. kaszel, duszności, karetka... Bosh... Tyle rurek, monitorów i On wplątany, tam, nawet się do niego przytulić nie mogłam. Umarł sam beze mnie, bo musiałam wrócić do dzieci.
Przełączam kanał nie chcę tego słuchać, nie chcę oglądać, nie chcę...

sobota, 4 października 2014

Remont

Tyle tu pisałam o remoncie, szukaniu celowych zadań na okres wakacji, a potem cisza...
No cisza była związana z brakiem łóżka, brakiem zbytu na łóżeczka które były w domu. Zaczęło się od tego że jednego dnia zadzwonił "gość" od tarasu i "gość" od łóżka.
W biegu po pracy małe przemeblowanie, tzn burdel zrobiony w salonie, w celu zrobienia miejsca u dzieci. Pan mimo umowy przyjechał spóźniony. Montował łóżeczko sam. Chociaż nie powinnam mówić łóżeczko, bo to wielkie łóżko 80x200 z pięterkiem :-). .Jak wróciłam do domu już czekało, Piękne, białe, Fućka na dole, Baja na górze. Było trochę strachu, bo Baja ma lęk wysokości, ale bez większego trudu włazi na górę, i nigdzie indziej nie chce spać. 
Od miesiąca próbowałam sprzedać łóżeczko Fućki -potem nawet chciałam oddać za darmo, nikt nie chciał. Rozmontowałam, włożyłam śrubki do woreczka przymocowałam do szczebli i wyniosłam pod wiatę śmietnika, po 15 minutach przyszłam z materacem - łóżeczka  już nie było - niech służy dobrze, albo niech się lekko pali.
Basi łóżeczko czekało na swoją kolej, miało w zeszłym tygodniu trafić w nowe miejsce, niestety pojechało dopiero dziś, do małego Lukiego. Luki jest tydzień młodszy od Fućki, mimo zdrowo prowadzonej ciąży, i żadnych oznak, urodził się z wadą genetyczną - zespół Downa, na szczęście dla Lukiego i jego bliskich jego stopień upośledzenia jest nie duży, a stygmaty choroby wręcz niezauważalne. Luki chodzi do integracyjnego przedszkola i świetnie sobie radzi - nie radzi sobie tylko z jednym, nie umie się bronić, nie umie walczyć. 
Mam nadzieje że będą mu się same tęczowe sny śnić.
Dziś rano w końcu mój salon zaczął wyglądać jak salon a nie pobojowisko i graciarnia. A pokój dzieci hmm... jest super. Brakuje jeszcze paru drobiazgów, ale to już szczegóły..
Parę fotek z przed, i tu od razu się wytłumaczę, mój "stary" telefon się zepsuł, cześć zdjęć wyparowała, a cześć hmm wygląda tak: 



no i najważniejsze - PO.

Czekamy jeszcze na napis Łucja.

niedziela, 28 września 2014

Apropos remontów

Mam dłonie w fatalnym stanie. Dłonie które są moim fetyszem wyglądają okropnie. Paznokcie po lakierach hybrydowych są miękkie jakby były z folii, pokaleczone dłonie po zakładaniu płotu wiklinowego na tarasie, sucha na wiór skóra. I brak czasu na kosmetyczkę. Dzisiaj chodzę w rękawiczkach, kremy, oliwa, moczenie w mydle, domowe spa dla rąk. Jakieś inne rady?

Od nieba do piekła

Byłam wroną czarną jak węgiel, 
Schowaną w skrzydła, wtuloną w wiatr,
Uciekłam w pole, uciekłam w las,
Szukałam wszędzie,
Stracony czas...

Jestem wiatrem, w objęciach drzew,
Pieszczę kwiaty, krzaki bzów,
Wtulona w bryzę uspionych fal, 
Nie znalazłam Ciebie
Już nie ma nas...


piątek, 26 września 2014

Mruczący kot

Kot jednak mruczy, po prostu musiałam sobie na mruczenie zasłużyć. Kilka tygodni kocich kabanosów i wuala - kot mruczy :-)

Koniec remontów

Dziś mogę śmiało napisać że czas remontów zakończony. Może zacznę od końca. Ostatni był taras. Był solą w moim oku.
3 lata temu jesienią mieliśmy remontowany taras, był izolowany z uwagi na zacieki na ścianach wewnątrz. No i została mi "papa"... I tak drażniła mnie 3 lata. 
Zaraz po remoncie sąsiadom położyła  firma drewniany taras. Piękny, drzewo egzotyczne ciemne, taras olejowany. Zachwycałam się nim długo, kilka razy namawiałam Pana K. ale ciągle nie było czasu, pieniądze na co innego, a to oszczędności. No nic nie pracowałam więc te argumenty do mnie trafiały. Niestety syf w domu po każdym wyjściu i wejściu na taras był okrutny, bo z papy znosiliśmy mnóstwo śmieci.
No i jest pięknie, modrzew syberyjski i schnie, po dzisiejszym olejowaniu.
Niestety gapa zapomniała zrobić zdjęcia "przed", znalazłam jedno z Fućką na pierwszym tle, z bałaganem wokół. Za to zdjęcia "po" wzbudzają mój zachwyt.

A teraz wygląda tak

postaram się za niedługo pokazać pokój dziewczynek, w tym tygodniu dotarły ostatnie meble

wtorek, 23 września 2014

Miasto

Siedzę w tramwaju, patrzę przez szybę
Mijam jedna ulice, druga,
Kurant gra powstańczą pieśń, 
Mijam obrazki, kamienice,
Zamek, rzeka 
Potem góra lodu - drżę.

niedziela, 21 września 2014

Klasa integracyjna

Baja chodzi do klasy integracyjnej. Co to ta integracja? To dzieci które są z definicji w czymś inne niż reszta. U Baji to dziewczynka z uszkodzonym wzrokiem, i chłopiec nie sprawny ruchowo. Patryczka  i Martusie znamy od 2 lat - niebywale inteligentne, zdolne dzieciaki, co więcej o ich ulomnosciach dowiedziałam się z sporym opóźnieniem bo dla mojej Baji to poprostu Patryk i Marta, o to że jedno gorzej widzi, a drugie kiepsko chodzi nie miało nigdy znaczenia. 
W Baji zerówce były tez dzieci obcokrajowców córka Ormianki Laurka. I tu tez na moje oko powinna działać integracja. Dzisiaj byłyśmy na Kindrbalu. Była Laura z mamą. Maryna opowiedziała że w nowej klasie jej córka jest dyskryminowana, nazwana "dziwakiem", "brudasem", "dziwolągiem z dzikiego kraju". Skąd 7latki znają takie słowa? Skąd w obecnych czasach bierze się taka ignorancja.     Pan K. nie lubił obcych, Maryne poznał, bardzo ją polubił, za jej pracowitość, szczerość, otwartość. A Laurka? Cóż ona winna, mała dziewczynka, której mama próbuje dać szczęśliwe dzieciństwo - notabene - samotna mama, w obcym kraju.

Matka samotna...

Kim jest matka samotna? Zabiegana, pędząca od punktu do punktu żeby zdążyć. Matka samotna, nie ma czasu na łzy, matka samotna nie ma czasu na shoping, nie wychodzi na piwo z znajomymi. Matka pędzi do pracy, z pracy też pędzi, potem są dzieci i wieczór. Nie mam czasu myślec, nie ma mnie... Ja  utknęłam miedzy "niebem a piekłem". Niby nic się nie zmieniło praca dom, dom praca, ale nie mam do kogo zadzwonić jak mi źle, nie ma mnie kto przytulić... Dziewczyny zrobiły się jakieś drażliwe. Nie umiem się odnaleźć w samotnym życiu, bez oparcia w mężu... Z zawiścią patrzę na kobiety z obrączka na palcu... Ja swoją nadal noszę za 20 dni pierwsza rocznica ślubu bez niego, nie wiem jak to przetrwam.
Praca porażka, nie wiem czego się spodziewałam, pewni ludzie się nie zmieniają. Stres z tym związany mnie przybija, inne kobiety mają drugą pensje w domu, ja nie i to mnie przytłacza. Wręcz powoduje ze czuje jakbym dźwigała cały świat na plecach.
Jest mi źle.

piątek, 12 września 2014

o kocie

Kot żyje i ma się świetnie. Po 4 tygodniach pod jednym dachem kot mnie chyba lubi. Kot nie jest typowym kotem, bo ani nie mruczy, albo mruczy strasznie cicho, nie znosi jak się go bierze na ręce, nie za bardzo  lubi tez być głaskany.
Za to lubi się bawić. Codziennie czeka aż dzieci pójdą spać, wyciągam wtedy sznurek i zaczynam się z nią  bawić. Czai się, skacze, biega, w locie odbija się od kanapy i pędzi dalej, czasem ją tarmoszę, ale niestety paskuda jedna gryzie. Chyba się lubimy ja i kot.
Po 2 tygodniach od przyjazdu dziewczynek kot powoli zaczyna się przyzwyczajać do krzyków i żywiołowości dzieci, i przestaje nerwowo reagować na dzieci.
Jeśli Dżina się kiedyś wyprowadzi, kupię kota.

Pierwszoklasiści

Nie wiem kto wpadł, na genialny pomysł wysłania 6latków do pierwszej klasy, na pewno nie miał dzieci.
Baja poszła jako 5latek do zerówki, oczywiście jako 6latek miała pójść do pierwszej klasy, po 30 dniach chodzenia do tejże zmieniłam zdanie, i Baja kiblowała razem z 24 kolegów jeszcze raz w zerówce.
No i w tym roku święcił się 1 września moja pierwszoklasistka poszła do szkoły. Na tę okazyję nawet urlop wzięłam. Poszłam z moją córeńka, ślicznie ubrana i taka przejęta. Młodziutka pani, więc jest szansa że jeszcze nie zblazowana, i się jej będzie chciało. Niestety tez ostra bo Baja wczoraj dostała uwagę za brak piórnika, który notabene miała w plecaku tylko nie umiała znaleźć.
Nie wiem jak to jest, ale dzieci teraz są inne. Baja zapomina o zadaniach, wczoraj nie umiała znaleźć w plecaku piórnika, ale umiała policzyć do kilkuset i wygrać konkurs matematyczny. Jako jedyna czyta ze zrozumieniem.
Wczoraj 2 godziny robiła szlaczki poszła spać z płaczem że ją ręka od pisania boli...
Ale szkołę jeszcze lubi i Panią też, i to mnie cieszy.


sobota, 6 września 2014

Matka samotna codzienność

Odkąd dzieci wróciły nie wiem w co ręce włożyć. Jak dają radę inne kobiety? Gdyby nie ciocia byłabym w czarnej dziurze. Wstaje rano robię śniadanie sobie i Baji, kanapki do szkoły, obiad do pracy... Myje włosy zawijamy turban, i dosłownie zdzieram ją z łóżka, za to Fucia wstaje błyskawicznie, słyszę tupot bosych stupek i "mama chce siku", oczywiście od razu ubieram ją. Wpada na śniadanie - mama "maki z mekiem" czyli płatki z mlekiem. Lecę z Bają do szkoły, pociąg, praca, praca... A potem znowu bieg do domu. Mam ciocie - mam szczęście, moje dzieci też, bo nie siedzą w przechowalniach. Chodzą na spacery, płac zabaw, jedzą domowe obiady... 
Ps. Kot ma się dobrze znalazł kolejne skrytki w domu, Fucia średnio raz dziennie obrywa od kota, niestety na razie nauka idzie w las.
Ps2. Kot czeka codzień aż dzieci pójdą spać, bawimy się dobrą godzinę.  

piątek, 29 sierpnia 2014

Nowi domownicy

Dawno nie pisałam, bo i o czym tu pisać. Człowiek siedzi sam w czterech ścianach i głupoty przychodzą mu do głowy. Więc nie będę się użalać i już szybciutko nadrabiam.
2 tygodnie temu przeprowadziła się do nas Ciocia. Ciocia ma być wsparciem, bo jak wiecie samemu z dwójką dzieci nie tak łatwo, zwłaszcza że młodsza na przedszkole za młoda, a żłobka w mojej okolicy nie ma. No i jak pewnie każda mama wie - dzieci chorują, a zwolnienia lekarskie są gwoździem do trumny kariery zawodowej.
Więc Ciocia klamoty spakowała, paczkami wysłała no i przyjechała. Ale...ale nie sama - z małą kicią. Kicia ma na imię Dżina, albo Fruzia.
Dżina z Ciocią przyjechała z daleka, jechały całą noc. Odebrałam je z dworca o świcie, dojechałyśmy do domu, kawusia, śniadanie i szybciutko do sklepu po kuwetę, jakiś koszyczek do spania, i wiecie takie tam kocie gadżety.
I tu muszę wygłosić pierwszą pochwałę naszej kici-koci, biedaczka od wieczora dzień wcześniej nie załatwiła swojej potrzeby, skorzystała dopiero jak wróciłyśmy z kuwetą i żwirkiem. 
Nasza kicia-kocia lubi wychodzić na taras - niestety szybko też odkryła jak łatwo przeskoczyć przez barierkę i pohulać po okolicy. Wiec zakupiłyśmy szelki - kocie szelki zakłada się na brzuszek i łepek, niestety Dżina w 3 dni znalazła sposób na pozbycie się ich i zwianie.  Pomyślałam że nie będzie mnie kot w "konia" robił.
Chodzi na taras w szelkach na yorka :-D i nie zwiewa (niestety myślę że do czasu znalezienia sposobu wyślizgnięcie się z nich).
Kicia-kocia  lubi się ze mną bawić, nawet mi już wymyła ręce - co wg Cioci oznacza bezgraniczne zaufanie.
Jest niebywale sprytna, potrafi łapką odsunąć drzwi przesuwane, dzięki temu moje żałobne kiry są w kocich kłakach.
Trochę mnie wkurzały na początku te kłaki, bo napisze na koniec mam alergię na sierść kota, która chyba wyparowała, bo ani astma mi nie dokucza, ani śluzówka nie puchnie. Zastanawia mnie czy to wszystko nie zaatakuje jak w chłody zacznę okna zamykać, ale jak to mówiła pewna postać z książki - pomyśle o tym jutro. 


środa, 13 sierpnia 2014

Zderzenie ze wspomnieniami

Pojechałam do salonu meblowego, na Woli. Wyszłam z pracy krótki spacer, wsiadłam w 105 i jadę przed siebie... najpierw pomnik Polegli Niepokonani, cmentarz, market, przystanek.
Koło pomnika byliśmy kilka razy na spacerze, są tam mogiły Powstańców Warszawskich, zawsze była tam cisza spokój...czas się zatrzymywał, szum drzew, zapach trawy... jego ciepła ręka, trzyma moją...
Na przystanku często się przesiadaliśmy, przesiadka po pracy, albo jak jechaliśmy do teściów... Pamiętam zimę któregoś roku, wracaliśmy wieczorem zmarznięci, zziębnięci i ten przystanek. Chuchaliśmy sobie na ręce żeby było cieplej. Zawsze mnie obejmował i cmokał w czubek głowy, albo opierał brodę na mojej głowie, i tak czekaliśmy.
Potem zobaczyłam samolot schodzący w kierunku lotniska... mieszkaliśmy w takim miejscu, przez prawie 3 lata że można było na samolotach czytać drobne literki z nazwami. W pracy z Pana K. śmiali  się koledzy mówiąc że wstaje "z pierwszym lotem do Chicago". 
Słabo pamiętam drogę do sklepu, wysiadłam z autobusu i zatoczyłam się jak odurzona, usiadłam na przystanku bo zrobiło mi się słabo, nie wiem ile tam siedziałam, weszłam do sklepu ale  nie pamiętam co zamówiłam, mam karteczkę, otrzeźwiałam w domu. I topie samotność w strugach łez.

wtorek, 12 sierpnia 2014

IKEA

Gdzie przeciętna kobieta robi zakupy wnętrzarskie? W ikea...
Potrzebuję sofy jednoosobowej, więc wróciłam z pracy wskoczyłam w samochód, jedna prosta, tunel, zakręt kolejna prosta rondo, znowu prosta, 2 ronda w Markach no i jestem pod ikea. Parking zapakowany  na full miałam fuksa bo ktoś wyjeżdżał.
Weszłam do sklepu i... jesooo kochany.. całe rodziny jak na pikniku, wrzeszczące w fotelikach noworodki, kobiety z rozbieganym wzrokiem... Co kawałek widzę kobitę z telefonem i słyszę teks "Cześć jestem w Ikea.." Zaczęłam się zastanawiać czy ja jestem nie normalna? Może też powinnam do kogoś zadzwonić i powiedzieć "hej dzwonie z ikea". ALbo nie, lepiej włączę FB i zaznaczę swoją obecność.
Co jest w tym sklepie że ludzie lgną do niego jak ćmy do światła? 
Sofa którą upatrzyłam  była tragiczna, obszyta tandetnym materiałem, cena w żadnym wypadku nie szła w parze z jakością, wybiegłam stamtąd jak oparzona. Uradowałam kolejnych polujących zwalniając miejsce parkingowe.

sobota, 9 sierpnia 2014

Pustka

Nie wiem co mam napisać. Nie mam z kim porozmawiać, a od 3 tygodni z dnia na dzień, czuję się gorzej. 
Nie znoszę wracać do pustego domu. Jutro minie 5 miesięcy. Tyle jestem sama. Od 5 miesięcy przytulają mnie dzieci, tylko dzieci mówią mi kocham cię, tylko z nimi śpię  w łóżku. 
Kwiaty kupuję sobie sama. Nikt nie pochwalił mojej fryzury po powrocie od fryzjera, nikt nie powiedział czy dobrze wyglądam w nowych spodniach.
Pustka, i taki cholerny brak widoku na przyszłość...
Tyle planów, tyle marzeń szlag trafił. 
Została tylko tęsknota, i strach że ta pustka mnie zniszczy.
Ludzie wokół nie rozumieją łez, wydaje im się że wiedzą, że mówią co trzeba.
A tak nie jest....
Mówią, pytają wydaje im się że są taktowni, a wbijają kolejny gwóźdź w rozdartą  już ranę. 
Zawsze rozmawiałam z siostrą, teraz ona ma swoje problemy, rozbite życie, nie chcę jej obarczać bo sama jest kupką nieszczęść. Po każdej rozmowie jest bardziej przybita niż ja. 
5 cholernych miesięcy...

wtorek, 5 sierpnia 2014

Samotność, i kłody pod nogi

Pokój pomalowany, więc trzeba zamówić meble dzieciom. Znalazłam trzy łóżka piętrowe, śliczniutkie białe, z ładną barierką.
Dzwonię i pytam, czy jest łóżko, czy lepszy materac, no i gwóźdź programu - czy dostawa obejmuje wniesienie. Niby proste, prawda?Po co człowiek zamawia  do domu? żeby mu ktoś wniósł do małego pokoju.
Przy trzeciej rozmowie popłakałam się w słuchawkę... JAk mam sobie wnieść sama 100 kg łóżko do domu. Kierowca może pomóc mężowi, powiedziałam do słuchawki męża nie ma - umarł - i wybuchnęłam płaczem.
Szukam dalej bo czasu mało, niby kapitalizm, człowiek chce zapłacić, a tu "takie buty".

niedziela, 3 sierpnia 2014

Weekend

Co robi matka w dwójnasób samotna?Nie ma męża, nie ma dzieci... Ktośby pomyślał "żyć nie umierać".
No to co robię ja? Maluję, ale nie nie, nie myślcie sobie, nie rysunek, nie kredeczki bo dzieci nie ma. Maluję ściany!
W planie była tylko jedna ściana, którą babcia próbowała domyć z graffiti Fuci, i przedarła się do farby z przed lat. Ściana wyglądała tragicznie cała biała a na środku wymyte koło do błękitu.
Przez cały zeszły tydzień po pracy szpachlowałam dziury,przestawiałam meble no i nastał piątek. Wałki z piwnicy przyniesione, farba gotowa. Punt 9:30 po solidnej porcji jajecznicy stanęłam na drabinie. W  2 godziny ściana była pomalowana, ale błękit się jeszcze przedzierał, a farby w kubełku za mało było na nałożenie drugiej warstwy. Przebrałam się wzięłam klucze i pojechałam do marketu budowlanego, wzięłam wiaderko białej farby i.... już miałam iść, a tu obok białej farby - czerń sezonu - farba szara.Dopadła mnie wizja jak cudnie ta farba wyglądałaby w przedpokoju. Cóż im więcej myślenia, to w sumie nie szkodzi, ale też zauważyłam farbę podobną  do tej z salonu.
Pomyślałam,a raczej zamiast myśleć przeszłam do działania i poszłam do samochodu z 3 wiaderkami farby.
Zrobiłam sobie dodatkowo wycieczkę do pobliskiego decathlonu po wygodne siodełko rowerowe, bo przez to które mam, po przejechaniu 45 km ucierpiała mocno moja godność.
Po powrocie do domu nałożyłam 2 warstwę farby u dziewczynek, i wzięłam się za przedpokój. Wymyślałam sobie zrobić pasek od góry, żeby  obniżyć  sufit, i optycznie powiększyć przedpokój. Łatwe to nie było, i na koniec ratowałam się pędzelkiem dziecka żeby wyrównać krzywizny. Jest nie najgorzej. Oczywiście gdybym wynajęła malarzy   oczekiwałabym znacznie więcej, z własnych efektów jest dumna i blada, w końcu mam czyste ściany.
Pokój dzieci pomalowany - czeka na meble, pokaże go jak wszystko będzie na swoim miejscu.
Za tydzień salon, mam nadzieję że podołam, powinno być łatwiej bo nie ma tylu zakamarków co w przedpokoju, maluję tylko 2 ściany na jasny beż, 2 zostają z ciemną kawą, nie wyciapane przez dzieci:-)

przed metamorfozą




po metamorfozie:


wtorek, 29 lipca 2014

Macho

Pan K. miał syndrom macho. Był twardzielem, i jeszcze "chłopaki nie płaczą". Pan K. mimo że był twardzielem miał lęk wysokości.
Zawsze czuł respekt do wysokości. Skąd to się wzięło? Po śmierci mamy poszedł z ojcem w góry, ojciec potknął  się i zaczął się staczać w dół, on starał się go ratować, podciął mu nogi lecieli w kierunku przepaści...nawet sami nie byli w stanie wstać, pomogli im inni turyści. Od tego czasu nigdy nie był w górach, nigdy nie planował w tamtych stronach urlopu.
W jaki sposób objawiał się lęk? Pan K. nigdy nie wyszedł na balkon u moich rodziców (4 piętro), u Pawła tylko stał pod ścianą  loggi. Nawet na domowej drabinie nie czuł się pewnie.
Któregoś razu wykupił sobie skok na linie na grouponie i postanowił skoczyć. Pamiętam z jaką euforią o tym mówił, i na jakim haju wrócił.
Nawet miał filmik skakał z koleżanką z pracy.
Potem gorączkowo zaczęłam tego filmiku szukać. Zadzwoniłam do Wojtka, bossa pana K. nikt nie znalazł, a filmik przepadł z telefonem który mu ukradziono. Zostało kilka zdjęć...





poniedziałek, 28 lipca 2014

Psycholog

Co robi poturbowana przez życie matka? Jak matka-tarcza radzi sobie z problemami? Idzie do psychologa, a że jej nie stać, to idzie do fundacji gdzie pomagają takim poturbowanym.
Nie wiem czego się spodziewałam, ani na co liczyłam. Po pierwszej wizycie, zdałam sobie sprawę jaka nie chcę być dla swoich dzieci,po kolejnej wizycie że nie mogę zapomnieć o sobie, po trzeciej jakie mam dzielne dziecko.
Mój mały siłacz, który stracił swojego bohatera. Od 4,5  miesiąca, nie ma z kim grać w szachy, nie ma z kim grać w warcaby, nie ma z kim jechać na rurkę z kremem. Jakoś tak mocno pochłaniała mnie do tej młodsza córka, że poza zapewnieniem Baji podstawowych potrzeb zapomniałam o reszcie. 
Którego razu chciałam ją zabrać na rurkę z kremem, odmówiła, powiedziała że to z Tatą się jeździ na rurkę, i ze mną nie chce.  Mój mały-wielki człowiek nie chce rozmawiać o tym co się stało, nie chce rozmawiać o chorobie. Za to chętnie przypomina, o wszystkim co Tato ją nauczył, uczy młodszą śmiesznych powiedzonek pana K.jak zorganizować czas i nasze życie, żeby dziewczynki były szczęśliwe, nie zastąpię im pana K. nawet nie zamierzam próbować, ale chcę im zapewnić szczęśliwe dzieciństwo.

niedziela, 27 lipca 2014

Weekend z teściami

Muszę napisać, że panicznie bałam się kolejnego samotnego weekendu. Tydzień temu zadzwonił teść z zaproszeniem na obiad, we wtorek telefon od żony teścia z zaproszeniem na obiad, z noclegiem.
Następnego dnia zadzwoniła jeszcze raz z zaproszeniem do teatru...
Z sztuki pamiętam tylko faceta jeżdżącego nago na rowerze, resztę przespałam. Dospałam w domu, zapakowałam samochód i kierunek Grodzisk.
Uwielbiam tamtą trasę - sama radość dla kierowcy cudowna A2.
Dojechałam na miejsce i w biegu zmieniałam spodnie, idziemy do lasu na jagody,a raczej jeżyny. Sok i nalewka.
45minut rwania i ręce obdrapane do łokci, nogi do kolan -mimo że miałam  sweter i długie spodnie. Babska wyprawa "teściowa" jej bratowa, ciocia i ja. 3 pokolenia kobiet.
Wróciłyśmy z łupem lizać rany, "teściowa" uraczyła nas jakimś odkażalnikiem, dżizas myślałam że mi dziury wypali.
Wyszykowane zaczęłyśmy grillować popijając mohito... Potem był tort specjalnie dla mnie i prezenty - zaskoczyli mnie, moje pierwsze imieniny bez Pana K.
Potem w moją teściową wstąpił "diabeł rywalizacji" wyciągneła rakietki do speed badmintona i wykończyła mnie i Marię. Grałyśmy aż zrobiło się ciemno
 - dobre 2 godziny. Muszę dodać że mojito wybite w ilości szt. 2 bardzo wyostrzyło mi celność. Nie mniej wykończyła mnie musiałam "rzucić ręcznik na podłogę" bo moja ręka już ledwo działała (dziś mam zakwasy co ciekawe w pośladkach, no ręka też)
Wieczór też był miły obejrzałam z ciekawością "Kota rabina"-  świetny film, polecam.
Dziś rano dało się odczuć że "teściowej" też dałyśmy z Marią popalić, spała do 10tej, i dzisiaj nie podjęła wyzwania, stwierdziła że jutro ma 3 operacje, nie chce by jej ręka drżała. Pracę ma odpowiedzialną więc nie podpuszczałam jej zbyt mocno.
Dzisiaj już leniwie,i kanapowo, dużo rozmawiałyśmy, piłyśmy kawę, znowu grill i do domu.
Pierwszy raz byłam tam sama bez brykających dzieci. Bardzo odpoczęłam, wróciłam zrelaksowana wypoczęta.

czwartek, 24 lipca 2014

Tarcza

Mam coś w sobie, co powoduje że wszyscy swoje smutki przynoszą do mnie. Od małego moją przyjaciółką była moja siostra, jej się zwierzałam, spowiadałam, radziłam. I tak jest nadal. Nie umiem z nikim tak blisko się zaprzyjaźnić jak z nią, zwłaszcza z inną kobietą. Wszyscy widzą we mnie silną osobą, widzę we mnie człowieka który radzi sobie z przeciwnościami losu. Widzą we mnie wdowę, która pogodziła się ze stratą i idzie dalej z podniesionym czołem.

Dzwonią do mnie i mówią o panu K. i szukają odpowiedzi, poddają analizie działania, rozbierają na czynniki pierwsze i czekają na odpowiedź. Jestem skałą, kamieniem, murem od którego próbują się odbić. Po każdej takiej rozmowie moja maska rozpada się na milion kawałków rozpaczam w samotności.
Dzisiaj w pracy podeszła do mnie Kasia, przeprosiła że wcześniej nie mogła, po czym popłakała się i przeprosiła że nie było jej na pogrzebie pana K. i bardzo przeżyła tę informację bo mnie zna...

Znowu ja musiałam kogoś pocieszać z powodu mojej tragedii... jestem zmęczona.


środa, 23 lipca 2014

Pan K. i jego kochanka

Pan K. ojciec wszystkich dzieci które jako matka urodziłam, był informatykiem.
Grzebał sobie w kabelkach i miał swoją miłość. Miłość była trudna, rzucała mu kłody pod nogi ale on nie ugięcie za nią szalał. Ta miłość nosi nazwę Linuks, był moment w którym zastanawiałam się czy nie za dużo wieczorów mi ta kochanka odbiera.  Często Pan K. złamany, poturbowany, wydrwiony przychodził po pocieszenie i wsparcie i siłę do walki w złamaniu swej kochanki. Mimo porażek wracał do niej co jakich czas ciesząc się każdym drobnym sukcesem mówiąc, patrz to na nas linowsowców różni od reszty my nie klikamy, my myślimy i piszemy i wszystko działa.
Pan K. miał jeszcze jednego hopla - wiedział ile niebezpieczeństw jest w sieci, zresztą z racji miejsca pracy wiedział co w trawie piszczy.
Został więc adminem swojej własnej prywatnej sieci, ale, ale to nie jakaś tam sieć. Sieć jest tajna - bo ukryta. Nikt jej nie widzi, nikt nie słyszy.
Co to oznacza? dla mnie przeciętnego użytkownika? Że wchodzę  do własnego  domu z nowym urządzeniem z wifi i nie mam na nim internetu, ba choćbym nie wiem jak kombinowała netu nie będzie. Mój prywatny admin logował się do routera, i robił tam czary mary i wszystko działało, czarodzieja brak a sieć dalej się chowa.
Omówiłam wczoraj temat z przyjacielem ojca, ale ten skwitował temat że to wina urządzenia które kupiłam, bo sieć którą ojciec założył ma "uczulenie" na producenta mojego tableta, i pewnie prochy ojca się teraz przewracają.
Z racji że próbuję złamać klucz do tej nieszczęsnej sieci od kilku miesięcy, to muszę powiedzieć że osiągnęłam mały sukces, i nie nie myślcie sobie że taka zdolna jestem, gwoli ścisłości matką tego sukcesu jest przypadek. I moje jabłuszko działa i śmiga w necie.
Może jutro bloggować już z niego będę.

wtorek, 22 lipca 2014

Korpo-work

No i przyszedł ten dzień, w którym mój od kilku lat trwający urlop się zakończył. Wczoraj po ponad 2,5 roku wróciłam do pracy.
Na dzień dobry wylądowałam w "sali sosnowej", dostałam pakiet startowy, i obejrzałam typowe pranie mózgu mówiące o tym jakie to mam szczęście i jak firma zamierza o mnie dbać.I tu zakończę tę odrobinę sarkazmu i przejdę do drugiej strony medalu. Moi koledzy szczerze się ucieszyli i bardzo ciepło mnie przyjęli, dzięki temu czuję się potrzebna. Mam swój komputer, średnio  wygodne krzesełko. Mijam w korytarzu znajome twarze, z błyskiem niedowierzania w oczach, ale i też sympatii.

Czy korporacja jest taka zła? Tłamsi człowieka, wbija go w mundurek, i pokazuje jak wysoko masz podskakiwać.
Znów obrócę medal na drugą stronę, przychodzę  i wychodzę wiadomo kiedy, pensja jak w zegarku, premia wiadomo za co, karta sport, premia świąteczna, co nowa kampania - nowy kubek (ostatnio przestały mi się mieścić w szafce).
Co roku piknik dla rodzin, z kupą atrakcji dla dzieci.
Wystarczy robić to co ustalone i można mieć święty spokój do emerytury, albo robić ciut więcej i mieć trochę atrakcji.

[Edit] załączam zamówione przez Baję zdjęcie - mamo chcę wiedzieć co widzisz z pracowego okna:


niedziela, 20 lipca 2014

Żałoba...

Dzisiaj nie jestem matką, dzisiaj jestem wdową. Wdową która płacze nad utraconą miłością, samotnością.
Od kilku miesięcy towarzyszy mi ból i strach. Są chwile kiedy normalność pozwala mi na chwilę zapomnieć, odsunąć w inny byt rozpacz. Są też dni kiedy wstanie z łóżka stanowi nie lada wyczyn... Nie mam dzieci, nie mam obowiązków, nic nie muszę... nie muszę wstawać, nie muszę się ubierać, nie muszę nic... nic nie chcę, to czego chcę już nie ma.
Czym jest żałoba?
Mądra broszura którą dostałam dzieli ją na etapy. U mnie się one mieszają i jak na karuzeli kręcą się wokół, chwilami wypadam z nich z hukiem, gdy przychodzi dzień jak dziś...
Niedziela, co by tu ze sobą zrobić, pada... Miałam iść na rower, miałam pobiegać... a tu pada.
Więc płaczę nad swoim losem, płaczę bo nie wierzę, płaczę bo nie rozumiem, płaczę bo nie umiem w tym znaleźć sensu, płaczę bo jestem zła, bo czuję się winna.
Próbuję jakoś przetrwać, ale nie widzę już przyszłości dla siebie, moje szczęście odeszło. Zostały dzieci i ich szczęście.

sobota, 19 lipca 2014

Ogóry

Idzie zima... brzmi niczym u George R.R. Martina :-).
Co robi przeciętna matka w środku lata? Zapasy. Dzisiaj z samego rana poszłam na ryneczek po ogóry. Całe 10 kg. Wrzuciłam do wanny, wyszorowałam, popakowałam w słoiki. No i brakło słoików. Co tu robić, godzina młoda popędziłam z powrotem na ryneczek i dokupiłam słoików. Szybko do domu umyłam słoiki, zapakowałam ogórki hmmm... trochę za dużo tych słoików wyszło to sobie pomyślałam że dokupię ogórki a i chrzanu mi brakło. 
To sandały na nogi i biegiem na ryneczek. Dokupiłam chrzan, dokupiłam 2 kg ogórków. Przyszłam do domu wymyłam dodatkowe ogórki, popakowałam w słoiki no i.... nie mam soli. Ech... kto nie ma w głowie ten ma w nogach.
Sandałki na nogi i jeszcze raz na ryneczek.
Ale warto było, cały dzień "robota pali mi się w rękach". 
Kisi się 25 słoików ogórków...


piątek, 18 lipca 2014

Jak matka poznała ojca

Każda miłość, każda znajomość ma swój początek. Marzeniem jest by miłość trwała wiecznie... tylko czym jest ta wieczność. Czy poznając swoją miłość żyło by się inaczej gdyby wiedziało się ile ta miłość będzie trwała? Czy gdyby na początku ktoś dał mi umowę z zapisanym okresem użytkowania to nie uciekłabym z podkulonym ogonem?
Uwiodłam mojego męża przez telefon, usiłując wyłudzić od niego premie... Zaprosiłam do siebie... potem były wianki, i jazzowe lato w Krakowie. Chodziliśmy od knajpki do knajpki słuchając różnych wykonawców, szczęśliwi, trzymając się za ręce... Zmęczeni na piechotę wracaliśmy do mieszkania, po drodze opowiadając swoje marzenia, planując wspólne życie...
Na imieniny dostałam suszki z balonami - bo wiedział że nie umiem dbać o kwiaty, i kulę z podgrzewaczem i aromatycznymi olejkami (te kulę stłukła Baja miesiąc po śmierci ojca). Potem on pokazywał mi Warszawę, z jednej strony betonowe miasto, a z drugiej... Hmm... miasto z ukrytymi skarbami, wystarczyło na Targowej wejść w sień rozpadającej się kamienicy, by zobaczyć tabliczkę z napisem "zabytek" i obejrzeć piękne zdobienia, sufity..
Wtedy postanowiłam że rzucę pracę i razem zamieszkamy.
Jakby to było wczoraj... 12 lat przeleciało jak z bicza trzasną... tylko 12 lat.
I tu kończy się miłość, zostają łzy i żal, że tak krótko, tak mało...

wtorek, 15 lipca 2014

Bocianie gniazdo

Gdy byłam mała jeździłam często na wieś do Babci.
500 metrów przed domem Babci na słupie mieszkała co roku osobliwa ptasia rodzina - bociania. Co roku przylatywała para. Najpierw przylatywał On, poprawiał gniazdo, potem ona. Mieli młode, na moje oko zawsze były 3 sztuki. Podglądałam jak uczą się latać, jak brodzą po zalanej łące. W moich rodzinnych stronach posiadanie na swojej posesji gniazda bocianów było dobrą wróżbą, miało przynieść szczęście gospodarzom. Nikt nie niszczył gniazd, i co roku wszyscy się cieszyli z powrotu bocianów.
W tym roku remontowano słupy elektryczne - wszystkie wymieniono. W miejscu starego słupa postawiono nowy, na szczęście przygotowano podwaliny pod nowe gniazdo. 
Przyleciał tylko jeden bocian, przygotował gniazdo i został sam.

Został sam jak ja. Bociany są  monogamiczne, dopóki nie są w 100% pewne nie szukają nowych partnerów.

Zostałam sama, w nie swoich stronach, w nie swoim miejscu. Mój dom był daleko stąd... Przyszłam tu za nim jak w tym powiedzeniu - Gdzie Ty Kajus, tam ja Kaja. 
Już nikt nie drwi z mojego "idziemy na pole", już nikt nie poprawia mojej wymowy, akcentowania.

To już nie jest blog matki kresowej. Baby z prowincji, która próbowała się odnaleźć w wielkim mieście.

Teraz to blog matki samotnej, matki, która jest matką-i ojcem. Matki która, chorobliwie próbuje zapamiętać pisząc, co było pięknego, śmiesznego, wspólnego, kochanego dopóki była z nim. Matki która walczy z samotnością, z utratą miłości. Matki która chce swoim dzieciom oddać siebie i przekazać jak najwięcej Taty, którego już nie mają.


piątek, 11 lipca 2014

Prywatny koncert

Pozytywem mieszkania w małej miejscowości gdzieś daleko od dużego miasta jest posiadanie dużej rodziny. Mam też wrażenie że mieszkając w małych miasteczkach ta rodzina bardziej dba o łączące ją więzy. 
W moich rodzinnych stronach mam wielką rodzinę. Czasem wystarczy że pójdę z Tatą po chleb a tu pytanie - wiesz kto to był? no jak to? to twój wujek/ciocia/kuzyn-ka. 
Za każdym razem jak tam jestem staram się obwozić moje córy po wszystkich, żeby znały wiedziały.
Dzisiaj byłam u mojego kuzyna a raczej stryjecznego brata jeśli chodzi o formalność. Maciek to człowiek orkiestra, ma swoją kapelę i gra. Gra na gitarze, gra na akordeonie. No i moje córki miały dziś godzinny koncert gitarowy.
Po 2 utworach Maciek stwierdził że Fucia ma dobre wyczucie rytmu po 40 minutach że ma rewelacyjny słuch bo po pierwszych akordach rozpoznaje utwór. Posłuchały aktualnych hitów radiowych.
Wróciłyśmy do domu z zaleceniem wysłania Fuci na zajęcia muzyczne.

wtorek, 8 lipca 2014

Pierogi z borówek

Pobudka z rana, dzieci niezbyt chciały wstawać, nie śpieszyło im się zbytnio. W końcu śniadanie zaliczone, cała "paka" wsadzona w foteliki i jedziemy do lasu...
W lesie było śmiesznie, było ciekawie, było też strasznie, ale po kolei.
Wysypały się dzieci z samochodu uzbrojone w koszyczki a ja w "bańkę na mleko", Fucia rwała wszystko i zaczynała od próbowania, śmiechu było co nie miara do czasu aż wypatrzyła pięknego grzyba z cudnym czerwonym kapeluszem w białe grochy. Taka wycieczka dla małych mieszczuchów to wielka przygoda. Widziałyśmy dzięcioła, i grób lokalnej legendy "Baśki" Puzon, rozstrzelanej w lesie końcem wojny. Baję szczególnie zainteresowała historia z uwagi na łączące ją z Bohaterką imię. 
Największą a zarazem najbardziej niebezpieczną cześć wycieczki stanowiło spotkanie z ... dzikiem. Na szczęście dzik nie był głodny. Poszedł w swoją stronę, lub też przepłoszył go harmider robiony przez dzieci. Przyznam że odczułam grozę sytuacji.
Zebrałyśmy 2 litry jagód. Nim dotarłyśmy do miejsca produkcji pierogów, pół  litra borówek zostało opędzlowane. Pierogi zrobiły się migiem, chodź mnie najbardziej smakowały zrobione przed naszym przyjazdem pierogi z kapusty i z twarogu i szpinaku.
Jeszcze był spacer przez miedzę popatrzeć na kombajn koszący zboże.
I znów dzieci padły w kilka chwil wieczorem.
Ja patrzę jak Niemcy ogrywają Brazylię.

Na wsi

Co robi wielkomiejskie dziecko na wsi!? Delektuje się każdą ciekawostką.
Fucia odkryła dziś ile owoców można jeść prosto z krzaczka, że piękny zielony kolor strączka skrywa w środku przepyszne małe kulki równie zielone. Baja zajadała się poziomkami, a tu nawet ja odnalazłam ciekawostkę przepyszne poziomki w kolorze białym. 
Moje dzieci nie polują już usilnie na lody, radość zrywania czegoś z krzaczka, tym bardziej że wybór olbrzymi spełnia ich potrzeby w zupełności. Potem odwiedziny u maleńkich kotków co już było ukoronowaniem dnia. Mnie największą przyjemność sprawił spacer, po miedzach, miedzy łanami zbóż, i tylko co jakiś czas ptaszek gdzieś zaświergotał, "zabzyczał" świerszcz.
Moje córki dziś padły można było im mierzyć czas w wyścigu która pierwsza zaśnie..
A jutro!? Powtórka, plus domowe pierogi z jagodami - po które najpierw z rana idziemy do lasu.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Urlop

Urlop to ważna rzecz każdego korpo-szczura. Pamiętam że gorączka zaczynała się na przełomie stycznia/lutego, musiało być dobre biuro all inclusive, modne w danym roku miejsce. Wakacje w PL były passe.
A ja jeździłam na dodatek w te same nudne strony - Bieszczady...
No cóż mnie się one nigdy nie znudzą a patrzenie na,  z perspektywy hamaka jest nudnie przyjemne.
Czy marzy mi się spieczony słońcem Egipt, może Grecja? Cóż ja bym tam robiła!? A tak, dziś chodzę po polach, jutro idę do lasu, a pojutrze? Żagle na Solinie...

czwartek, 3 lipca 2014

Mysie ogonki

Fucia rośnie, rosną też włosy. Małym dziewczynkom mamy hodują włosy. Baja ostatnie pod strzyżyny miała przed Wigilią. Włosy ma do ramion, teraz chce długie, bo wszystkie koleżanki mają długie, dla zachowania czystości wiąże je w warkoczyki. Dziś obok usiadła Fucia. Też chciała mieć ogonki.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ręce które leczą

Baja zakończyła rok szkolny w czwartek. Dostała do domu wszystkie książki i całe pudełko pozostałych przyborów szkolnych. Dla Fuci to była istna skrzynia skarbów. Jakoś przez ostatni okres trudno było mi się skupić na zapewnieniu jej oprócz tego co oczywiste dodatkowych atrakcji a tu trafiła się skrzynia skarbów - a raczej siatka zakupowa z biedronki wypełniona po brzegi pisakami, kredkami, pastelami, plasteliną, farbami. O ile ukochane kredki Fuci są w zasięgu jej łapek, o tyle pozostałe przybory szkolne są ograniczane z uwagi na listę zniszczeń w domu.
Najbardziej jej uwagę przykuła plastelina. Więc zaczęłyśmy lepić, wręcz w idealnej ciszy. Pojawiły się  kotki, myszki, koniki - oczywiście My little pony - bo jakby inaczej.
Nowa forma terapii... codziennie więc od czwartku lepimy, dokupiłam już 4 pudełka, bo szybko nam się zużywa, ale nie szkodzi. Plastelina na razie rządzi.

Zakręty codzienności

Staram się być matką i ojcem. Staram się zapewnić moim dzieciom wszystko, czego potrzebują. Te potrzeby codziennie nie są duże, jeść, pić, podwórkowy relaks.
Dzieci nie mają ojca, psychologia mówi jak istotny to element układanki zwanej rodziną. Jak istotne dla dorosłej kobiety jest pamięć z dzieciństwa, obrazu ojca który kocha matkę, który ją szanuje, który... dużo jest tego.
Co  myśli 7latka? Taka która nie bardzo chce rozmawiać a zagadnięta robi się oschła i zmienia temat.
Umówiłam się na warsztaty i spotkanie z psychologiem. Mój system bycia "matką i ojcem" runął. Pomyliłam daty, dni, godziny. Zgubiłam też drogę, GPS-es wariował co 500 metrów.
Cóż teraz znam przynajmniej drogę, drugi raz się nie zgubię.
Nieznana kobieta, w krótkiej rozmowie dała mi więcej niż wszyscy którzy są wokół  mnie.

czwartek, 26 czerwca 2014

Czas

Czas biegnie jak szalony.
Stoję,pada na mnie deszcz, czuję jakby ktoś wcisnął guzik na pilocie, i przyśpieszył wszystko wokół.
Pada deszcz, rośnie trawa, kwitną bzy, kwitną krzaki jaśminu i moje ukochane konwalie. Na targu truskawki, młode ziemniaki, czereśnie. Dziecko odbiera świadectwo ukończenia szkoły.
A ja stoję, i nie wiem kiedy to się stało, stoję sama i tylko zegar tika w zawrotnym tempie.
Dostałam bilet i nie wiem czy wsiąść do tego pociągu.

wtorek, 24 czerwca 2014

Męskie sprawy

Dom to dom, mąż, żona, dzieci. Żona ma swoje obowiązki, a mąż swoje.
A co jeśli nie ma męża!? Co ma zrobić żona za którą mąż naprawiał, zmieniał żarówkę, wiercił dziurę w ścianie żeby zawiesić obrazek?
Zepsuł mi się zlew w kuchni, zalana cała kuchnia, obiad na gazie. Usiąść i płakać nad swoim losem? 
Naprawiłam, jeszcze muszę kupić silikon żeby dokończyć naprawianie.
Baja się popłakała, bo przecież jak sobie poradzę, no przecież Tato takie rzeczy załatwiał a ona była jego małym pomocnikiem.
Pokazałam jej skrzynkę z narzędziami, i powiedziałam że damy radę, bo mamy narzędzia, a Tata z góry pilnuje żebyśmy nie pomyliły i wzięły właściwe.
Na razie nie cieknie, mam nadzieję że się udało.

sobota, 21 czerwca 2014

Duchy

Od kilku dni otwierają mi się same drzwi. Wystarczy że któryś z sąsiadów trzaśnie mocniej swoimi, moje się otwierają. 
Wczoraj też się otworzyły, ciemny korytarz, Fucia patrzy w drzwi i mówi  do nich chodź tutaj...
Duchy...
Jutro pojadę po nową klamkę.

Kolejny level rozwoju

Maleńkie dziecko leży, potem się turla, czworakuje, idzie...
Fucia zaczyna dorastać do wieku przedszkolaka.
Od tygodnia mój mały człowiek korzysta z ubikacji jak pełnoprawny dorosły, jestem z niej niebywale dumna, bo bardzo łatwo nam  trening czystości przeszedł w codzienność. Dzieć szczęśliwy leci po nocnik i chwali się zawartością, z tym błyskiem w oku jakby chciała powiedzieć - widzisz kolejną rzecz już umiem.

piątek, 20 czerwca 2014

Biznes

Pół dnia zajęło mi dziś pisanie CV. Nie biegnę z duchem czasu, nie mam zdjęcia z sesji od modnego fotografa, ba nie zatrudniłam trendy pośrednictwa do jego napisania. Pomógł mi szablon Worda. Czy wyjdę na wapniaka, którego nie należy zaprosić na rozmowę!? Czy ktoś doceni kwalifikacje zamiast ocenić brak zdjęcia... czy zatrudni ktoś samotną matkę małych dzieci które chorują!?
Gdy ubiegałam się o swoją pierwszą pracę pisało się życiorysy a nie CV, świat biegł innym torem. Pamiętam swoją naiwność, i brak instynktu samozachowawczego, a to wiąże się mocno z pochodzeniem. Wychowano mnie w szacunku dla ludzi, ufności, mówiono mi że ludzie są z natury dobrzy.
Pamiętam że moja Babcia zamykała dom, a klucz zostawiała w stodole. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli gdzie ten klucz jest, i jak ktoś chciał coś pożyczyć, to brał klucz, i szedł po szklankę cukru. Zawsze też  widzieli i pilnowali obcych na podwórku.
Wysłałam mój życiorys gdzie się dało, mam nadzieję że  mam jakichś znajomych...

piątek, 13 czerwca 2014

To całe chorowanie

Gdybym miała wybór chciałabym żeby moi bliscy chorowali na katary.
Lekarz rodzinny, apteka, łóżeczko.
Rok temu ojciec moich dzieci zaczął chorować. Niestety Dr House w Polsce nie przyjmuje. Lekarz w Pl, diagnozuje stres, i zapisuje leki na uspokojenie. Przy powtórnej wizycie, na szczęście tego samego nie ma a inny odsyła do szpitala...
JAk zwykle pan K. jest niezwykle ciekawym przypadkiem ale zaraz potem, każdy kolejny lekarz umywa ręce. Zanim doszli co leczyć pan K. poznał strukturę z 5 szpitali warszawskich, wszystkie specjalistyczne, a jakże sami najlepsi lekarze, tyle że gówniani z nich diagnostycy. Może i leczyć umieją, tylko wiecie jak to jest - operacja się udała tylko pacjent zmarł...
Trafiłam na jednego dobrego lekarza do dziś wysyła mi sms'y...
cdn...

Dzieci śmieci

Gdy byłam maluchem jedyną wakacyjną atrakcją był mały zalew na Wisłoku, nad który jechała cała okolica. Rozłożenie ręcznika żeby się położyć graniczyło z cudem. JAka to była wyprawa, kanapki, koce, ręczniki...

Otworzyli mi basem 500 metrów od domu, więc jako matka dzieciom, postanowiłam zorganizować atrakcję. Żeby dzieci bardziej zmęczyć poszłyśmy na piechotę no w końcu to 600 metrów. To był strzał w dziesiątkę nawet nie sądziłam że 2latka potrafi tak brykać. Baja dostała ostrzeżenie od ratownika za bieganie, chwilami brakowało mi oczu i rąk.
Fucia wpada na ciekawe pomysły obserwując otoczenie, na szczęście jeszcze jestem w stanie zdążyć zatrzymać ją przed realizacją niektórych.
Tu też zauważam że nie ma dwójki takich samych dzieci, mogą spać pod jednym dachem, mogą mieć tego samego ojca i matkę, a tak różne charaktery, żywiołowość.
Fucia patrzy, i realizuje. Baja patrzy, a potem myśli, myśli, i na tym etapie rezygnuje z realizacji.
Pluskanie zakończyło się dla dzieci za szybko, i mocno protestowały. No że portfel niezbyt pękaty, skończyło się na 1 godzinie.
Powrotne 600 metrów już nie było takie łatwe, obie dziewczyny były tak zmordowane że  nie chciały iść, o ile Fucie zarzuciłam na plecy, to Baja dreptała za mną jęcząc. Oczywiście lody wróciły siłę i witalność w obydwu przypadkach.
W domu panny padły... delektowałam się ciszą....

czwartek, 12 czerwca 2014

Trudne, nowego początki

dziś będzie na smutno.
Z kresów przyszłam do "wielkiego miasta" za miłością, za pasującą połówką mojej pomarańczy...
Połówki nie ma, odeszła we śnie, mam nadzieję nie cierpiąc...
Połówkę dorwała w swe szpony podstępna choroba, zgniotła, stłamsiła, podeptała i wypluła... To co zostało nie miało się czym bronić...odszedł cicho.


Zostałam  sama, z małą Fucią która już nie pamięta kim był, i Bają która  straciła swojego Bohatera.

Trudno jest kroczyć z podniesioną głową samemu, trudno jest wstać rano.
Ale wstaję, kroczę...

Jestem i Matką i Ojcem.