piątek, 31 października 2014

Samotna kobieta..

Dziś nie o dzieciach, nie o codzienności. Dziś o samotnej kobiecie.  Kobiecie która straciła miłość swojego życia i najlepszego przyjaciela, cudownego kochanka. Każdego dnia tęsknię bardziej niż dzień wcześniej. Każdego dnia dziękuję opatrzności za te cudowne 12 lat razem, jednocześnie żałując że tylko tyle byliśmy razem.
Dzięki Tobie Kochany jestem silna i wstaję rano, dla Ciebie idę dalej bo wiem że gdzieś tam na mnie czekasz i głęboko wierzę że kiedyś się spotkamy. Bo taka miłość nie może się ot tak skończyć...

sobota, 18 października 2014

Będzie o Fuci...

Fucia urodziła się 2 kwietnia, gdyby żyła moja Babcia odśpiewała by nowennę i dała na mszę. Fućka urodziła się w rocznicę śmierci JP II. Od małego swietnie ze sobie radzi, jest z tych co upadają, otrzepując kolanka wycierają łzę i idą dalej. Fućka nie umiejąc chodzić weszła sama na drabinę - zostawiłam ja samą w salonie z rozstawiona drabiną, w połowie wysokości złapał ja pan K. pozwolił jej wejść na górę, z ciekawości zestawił ją na podłogę, weszła jeszcze szybciej. 
Kolejnym razem Fućka chcąc siegnąć po coś na blacie kuchennym otworzyła piekarnik i weszła po klapie piekarnika, po drodze zapomniała po co tam weszła, gdy do niej podeszłam zrzucała palniki, opatrzność  nad nią czuwała bo nic się w tym czasie nie gotowało. Basia pokazała jej jak się wdrapać na krzesło, Fućka na krześle nie poprzestała, weszła, od razu na stół. Basia pokazała jej jak zeskakuje a ta skoczyła za nią... Skończyło się rozbitą głową i stłuczoną rączką, co nie było dla Fućki ograniczeniem, na stół dalej właziła ale do skoku wolała mnie.  Bardzo szybko zaczęła protestować przeciwko wożeniu wózkiem, woli chodzić, gdy ja wracam z obolalymi spacerem stopami do domu, Fućka pyta kiedy idziemy na "podórko".  W zasadzie nie powinnam pisać ze Fućka chodzi, bo ona biegnie w podskokach i bada całe otoczenie, najchętniej chodzi po rowach, krawężnikach, łapkę daje jak widzi zagrożenie. Ze schodów zeskakuje albo na nie wskakuje. Fućka chyba tez trzyma sztamę z kotem, wola ją do kuchni i podkarmia, jak ją kot podrapał - ugryzła ją w ogon. Fućka lubi jeść nie grymasi przy niczym, je wszystko co dostanie, i tu z duma pochwale moje 2,5 letnie dziecko nie nosi juz pieluch, ba nawet w nich nie śpi. Jestem tym bardziej dumna, ze nie zdarza jej się zapomnieć w zabawie, na spacerze ona oświadcza o potrzebie i czeka trzymając na załatwienie sprawy, chodź nie zapowiadało się tak na początku. Wieczorem przychodzi łapie mnie za rączkę i mówi "idziemy spać" wiec piżamka, łóżeczko i "śpiewaj mi", zamyka oczy i wyciągu 5 minut odpływa..

piątek, 17 października 2014

Gdzie jest Tata...

Jak to wytłumaczyć 2,5-latce? Fućka bierze telefon patrzy mi w oczy poważnie i mówi "dzonie do Taty"  . Halo Tata? Dalej nawija trochę po swojemu. Pojechałyśmy na cmentarz, dotarłyśmy na miejsce Fućka pyta to gdzie Tata, Baja jej tłumaczy, no tu, śpi sobie i patrzy na nas z chmurki. Fucia pomyślała, postała chwilkę po czym przychodzi i pyta: Tata śpi? Tak mówię. A z której chmurki pacsy? Co jej odpowiedzieć? 
Panie K. słyszysz? Widzisz? Tu właśnie powinieneś być... Jak Fućka dzwoni to powinieneś odebrać od niej telefon.

czwartek, 16 października 2014

Jestem zła

Jestem zła, bo kot któryś raz z rzędu nie trafia do kuwety. Jestem zła bo ciocia znowu wyprała czerwono-różowe z innymi kolorami i wszystko wyszło z pralki różowe. Jestem zła bo 42 mkw muszę zmieścić się z dziećmi i ciotką. Jestem zła bo ciotka nie potrafi upilnować Łucki, poszłam na 1,5 godziny fo fryzjera a moje małe dziecko w tym czasie zdewastowało mydło w łazience było wtarte w wszystko, i najgorsze - nie schowałam pisaków starszej córki - moja sofa z kapa kupiona 1 m-c temu jest wyświnniona tuszem z pisaków niestety żaden z odplamiaczy sobie z tym nie poradził... 300 zł poszło w las...po co mi taka pomoc? 

poniedziałek, 13 października 2014

Na wsi

Tęsknie za proziakami mojej Babci, z świeżo odciśniętym twarogiem i tartym jajem na twardo. Za rechotem żab o zmroku, zamiataniem podwórka... Za dziecięca naiwnością... Beztroska dzieciństwa. Wrzesień to okres "wykopków" które wspominam z radością... Co roku pomagaliśmy to jednej Babci to u drugiej. Zawsze było wesoło, zawsze było tłoczno... U Babci - po stronie mojego Taty, pierwszy koszyk się zakopywało, nad paliło od razu ognisko i szliśmy dalej zbierać. Na koniec ognisko się gasiło, i wyciągało upieczone ziemniaczki, Babcia przynosiła swoje masełko, twaróg, bańkę mleka... do dziś pamietam ten smak... Pamietam tez stara chałupę, która tam stała z XIXw. Mam takie przebłyski z bardzo wczesnego dzieciństwa, stada baranów które tam było. Dom był dwuizbowy, prawa strona to obora dla zwierząt lewa izba mieszkalna. Były tam ławy stół, stary kredens, łóżka do spania i piec. W oknach wisiały firanki... Dom drewniany kryty strzechą... Obok stała wielka stodoła w której było siano, i słoma pamietam gigantyczne pajączyny i wielkie pająki krzyżaki. Była stara studnia z cudnie lodowatą wodą w upały, i drzewa, grusze i jablonki. Gruszki były przepyszne, mój Tato miał wątpliwa przyjemność zrywając dla nas gruszki, rozjuszyć stado szerszeni które miały tam gniazdo - kilka dni gorączkował po 6 ukąszeniach. 
Drugi kierunek to druga Babcia, zbieraliśmy ziemniaki z moimi kuzynami. Tam był dopiero ubaw, rzucaliśmy  się ziemniakami, notorycznie straszyliśmy ciocie myszami i szczurami, i wypuszczalismy jej pod nogi kota... Ale była zabawa... Potem papierówki w sadzie u dziadków kuzynów... 
Dzieciństwo to piękny okres w życiu, moim...

sobota, 11 października 2014

kot

polubiłyśmy się z kotem, co w sumie nie jest łatwe, bo kot ma już swoje lata i nie łatwo akceptuje inne osoby. Z Dżiną często się bawimy, rano wstaję pierwsza więc Dżina sępi śniadanie, oczywiście, od razu je trawi, więc muszę sprzątać.  Co dzień  się bawimy, i ona wrecz doprasza się o te pieszczoty kupuję jej whiskasy na kłaczki - coś ala kocie paszteciki - kot je uwielbia.
Niestety albo stety kot ma tez swoje zwyczaje z reguły mnie gryzie jak się szarpiemy - dla mnie nowość, nigdy mnie kot nie gryzł, szukam rozwiązań... jutro ciocia wyjeżdża i kot ma mnie - tylko i nikogo innego przez tydzień - zobaczymy, co dalej.

Samotna matka

To zadanie nie jest łatwe, wychowywać samotnie dzieci. Oczywiście nie robię tego sama, mam do pomocy Ciocię Pana K.. Ale nie o tym dziś chciałam.
Nie pamiętam czy pisałam o tym, ale żywiołowość Fuci mnie przerasta. Fucia robi mnóstwo nie przewidywalnych rzeczy. Po bojącej się własnego cienia Baji, z Fucią ledwo daję radę.
Gdyby mnie aktualnie odwiedziła opieka społeczna,  to widok drobnego ciałka mojego dziecka wprawiłby ją w zdumienie, bo Fućka chyba nie ma,  nie posiniaczonej części ciała. W tym roku zaliczyliśmy już 4 rtg 2 TK głowy, z czego ostatnia była 3 dni temu. 
Fućka z racji posiadania starszej o 5 lat siostry bardziej się trzyma towarzystwa starszych, niestety nie zawsze potrafi za nimi nadążyć, albo też właściwie zareagować na ich zachowanie, oczywiście też nie odczuwa barier, ani leku, nie widzi też konsekwencji swojego działania.
Oby trochę przystopowała bo osiwieje całkowicie 

Te pierwsze razy...

Od 7 miesięcy jestem "niczyja". Dziś nie świętowałam 11 rocznicy ślubu. Z tej okazji było tort, szampan piccolo i laurka od dzieci. Zwykły dzień, kolejny który mnie od niego oddala. Kolejna rocznica, kolejna sprawa która powoduje, że Pan K. coraz bardziej znika z mojego życia. Coraz mniej go w moim życiu, coraz mniej o nim myśle, i coraz bardziej mi go brakuje. Każdemu dniu towarzyszy niedowierzanie ze to się skończyło, ze jego juz nie ma, ze nas juz nie ma.
Nie umiem juz płakać, nie umiem się oczyścić. Samotność mnie zżera od środka.
Jestem twarda potrafię zadbać o codzienność siebie, dzieci. Show must go on... Tylko nie wiem czy chce w tym uczestniczyć.
Nie umiem poprawić jakości swojego życia, wegetuje w obowiązkach. Dzieci praca, bo czynsz bo kredyt...
W zeszłym roku spacerowaliśmy po lesie, zbieraliśmy z dziewczynkami szyszki... Nie byłam w lesie odkąd Pan. K odszedł... Ostatni raz byliśmy tam razem, ledwo doszedł pod ten las, bałam się ze będę go musiała z powrotem nieść albo wzywać pogotowie, ale się uparł...
Tęsknie skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo...
Gdybym była stara jakoś łatwiej by mi było to znieść, ale wizja tylu lat w samotności jest jak okrutny żart Boga..

czwartek, 9 października 2014

Gdyby..

Pan K. był obok mnie świętowalibyśmy w sobotę 11 rocznicę ślubu. Coraz więcej cieni, czuję w sobie, coraz większa pustka.
Wczoraj pierwszy raz od dawna balowałam.. z kolegami z pracy. Impreza na poziomie, tańczyłam do 3 nad ranem. Wróciłam do pustego domu, nikt na mnie nie czekał.
Tak,tak czekały dzieci, one zawsze czekają, mimo to czuje że jestem sama. Ta samotność, niszczy mnie coraz bardziej od środka... 

poniedziałek, 6 października 2014

Idzie rak nieborak...

rozbiła mnie wczoraj wiadomość o śmierci Ani Przybylskiej. Kolejne młode życie pożarła okrutna choroba. Znowu zalała mnie fala wspomnień. Pan K. kaszel, duszności, karetka... Bosh... Tyle rurek, monitorów i On wplątany, tam, nawet się do niego przytulić nie mogłam. Umarł sam beze mnie, bo musiałam wrócić do dzieci.
Przełączam kanał nie chcę tego słuchać, nie chcę oglądać, nie chcę...

sobota, 4 października 2014

Remont

Tyle tu pisałam o remoncie, szukaniu celowych zadań na okres wakacji, a potem cisza...
No cisza była związana z brakiem łóżka, brakiem zbytu na łóżeczka które były w domu. Zaczęło się od tego że jednego dnia zadzwonił "gość" od tarasu i "gość" od łóżka.
W biegu po pracy małe przemeblowanie, tzn burdel zrobiony w salonie, w celu zrobienia miejsca u dzieci. Pan mimo umowy przyjechał spóźniony. Montował łóżeczko sam. Chociaż nie powinnam mówić łóżeczko, bo to wielkie łóżko 80x200 z pięterkiem :-). .Jak wróciłam do domu już czekało, Piękne, białe, Fućka na dole, Baja na górze. Było trochę strachu, bo Baja ma lęk wysokości, ale bez większego trudu włazi na górę, i nigdzie indziej nie chce spać. 
Od miesiąca próbowałam sprzedać łóżeczko Fućki -potem nawet chciałam oddać za darmo, nikt nie chciał. Rozmontowałam, włożyłam śrubki do woreczka przymocowałam do szczebli i wyniosłam pod wiatę śmietnika, po 15 minutach przyszłam z materacem - łóżeczka  już nie było - niech służy dobrze, albo niech się lekko pali.
Basi łóżeczko czekało na swoją kolej, miało w zeszłym tygodniu trafić w nowe miejsce, niestety pojechało dopiero dziś, do małego Lukiego. Luki jest tydzień młodszy od Fućki, mimo zdrowo prowadzonej ciąży, i żadnych oznak, urodził się z wadą genetyczną - zespół Downa, na szczęście dla Lukiego i jego bliskich jego stopień upośledzenia jest nie duży, a stygmaty choroby wręcz niezauważalne. Luki chodzi do integracyjnego przedszkola i świetnie sobie radzi - nie radzi sobie tylko z jednym, nie umie się bronić, nie umie walczyć. 
Mam nadzieje że będą mu się same tęczowe sny śnić.
Dziś rano w końcu mój salon zaczął wyglądać jak salon a nie pobojowisko i graciarnia. A pokój dzieci hmm... jest super. Brakuje jeszcze paru drobiazgów, ale to już szczegóły..
Parę fotek z przed, i tu od razu się wytłumaczę, mój "stary" telefon się zepsuł, cześć zdjęć wyparowała, a cześć hmm wygląda tak: 



no i najważniejsze - PO.

Czekamy jeszcze na napis Łucja.