niedziela, 15 listopada 2015

Horror niczym u Hitchcocka

Co może być horrorem u przeciętnej matki? Matki potomstwa chodzącego do placówek państwowych? różne  różności. Co m.in. przeciętnej matce może zafundować państwowa szkoła? Wszy.
Psychoza trwa od zeszłego piątku. O 13:05 zadzwoniła do mnie Ciocia że Baja ma chyba wszy... Podejrzanie zaczęło mnie swędzieć całe ciało. 

W domu zła nowina się potwierdziła. Poleciałam czym prędzej do apteki zakupiłam 8 butelek szamponów na robale z dwiema różnymi substancjami. Jeden trzeba było nałożyć na godzinę, drugim umyć po prostu głowę.
Mycie włosów razy cztery. Palenie prostownicą razy cztery. Baaa mycie sierści prawie zaliczył też kot, za co mnie szczerze nienawidzi, Ciocia w ostatniej chwili wyciągnęła go z wanny. Spędziłam 4,5 godziny nad głową Baji wygrzebując z nich robale, jaja. Z strachu iż plaga może wrócić przepaliłam jej włosy prostownicą. To samo zrobiłam Fuci, Cioci,  a na koniec sobie - chodź na końcu kolejki był Kot, oczywiście poza prostownicą. 
Wyprane ręczniki, pościel, pidżamy, kurtki, czapki, szale, odkurzone dywany, materace. Spryskane jakimś odkażalnikiem prawie wszystko.
Przez kolejne dni nerwowo przeglądałam włosy wszystkich domowników. Po 7 dniach powtórka działania - czyli ponownie szampony, przeglądanie włosów, i w końcu odetchnęłam... Czysto. 

O całej sytuacji poinformowałam wychowawczynię Baji okazało się że nie tylko ją dotknęła plaga, w poniedziałek nie było 8 dzieci, w czwartek 3 dziewczynki pojawiły się  w skróconych fryzurach, zaczęłam rozważać obcięcie włosów moim córkom. Niestety źródłem plagi są dzieci które "na zakładkę" z klasą Baji mają tą samą salę.

O pomstę do nieba woła też higiena - a nawiasem rzecz biorąc, jej brak - na basenie, po kilku rozmowach z innymi mamami wiem że dzieci, zrzucają ręczniki na "kupę" w jednym miejscu, w przebieralniach przebiera się po dwoje dzieci, które  z dzieci zapomni szczotki do włosów, to usłużne mamy czeszą cudzymi.
Gdyby nie to że zajęcia są obowiązkowe w ramach WF, wypisałabym ją. A tak niestety muszą ją szkolić, uczyć, tłumaczyć. Ręcznik wyląduje w woreczku zamykanym strunowo, od 2 dni ławkę/krzesełko nim usiądzie wyciera mokrymi chusteczkami, a włosy psika specjalnym spray'em, mam nadzieję że moja - Psychoza - uchroni ją przed kolejną inwazją robali.

piątek, 23 października 2015

Dzień świstaka...

Są takie takie dni ze po otworzeniu oka już masz ochotę je zamknąć, ba otwierasz je następnego dnia i masz deja vu.
Otwieram oko i czuję zimno wydaje mi się, że dopiero co się położyłam. Budzę Baje i tem sam schemat, nie chce zejść z łóżka, w końcu złazi, siada na fotelu i patrzy - muszę stać i pilnować, bo potrafi 10 minut nakładać jedna skarpetę, ja w tym czasie szykuje śniadanie dla niej, śniadanie do szkoły, sobie do pracy, nakładam makijaż, ubieram się zaglądam do Baji - czad po 15 minutach nałożyła dwie skarpety, zaczynam odliczać w myślach do 10, żeby się wyciszyć, ubieram się, biedactwo nadal w skarpetach bo nie widzi gdzie jej ubrania, ojej nie zauważyła że na nich usiadła. Próbuje miedzy kuchnia a łazienką odnaleźć zen, coraz trudniej osiągnąć mi spokój. W końcu eureka ubrała się, dalej pilnuje jej ciocia. Teraz pobudka  Fuci,  ależ ona jest niesamowita, biegnie w podskokach do łazienki, z powrotem do pokoju ubieramy się i wychodzimy. Po miesiącu, śmiało mogę napisać ze moje dziecko uwielbia przedszkole. Trochę się ze mną droczy pod drzwiami ze ona tu nie chciała, ba nawet jak wytrawny symulant potrafi udawać ból brzucha, ale potem zmienia zdanie - bo przecież Maja będzie płakać. Zdaje się ze Fucia jest antydepresantami Maji - która pod nieobecność Fuci potrafi przepłakać pół dnia z Fućką chichrają się przez cały dzień.
Zostawiam Fucię i pędzę pociąg, metro i jestem w korpo. O 16 tej nerwowo patrzę na ilość pracy jaką mam jeszcze do zrobienia - wiecie taki amerikan stajl - zatrudniasz człowieka, a zakres obowiązków dla 2 osób, i czasem 10 godzin to mało żeby zrobić wszystko. O 16:15 włącza mi sie system naprowadzania do domu i nieważne co powinnam jeszcze zrobić wychodzę. Czasami jeszcze się zastanawiam ile ignorancji mieści się w takim zarządzaniu, to całe udawanie i ciągle przekonanie o własnej nieomylności. Ostatnio jednak często kończy się tak że zostaję dłużej, w czwartek osiągnęłam apogeum wyszłam po 11 godzinach zamiast dziękuję usłyszałam - skoro musisz. Solenne postanowienie na nowy tydzień, nie przesadzać.
No i wychodziłam przez tydzień po 8 godzinach. W czasie tego tygodnia 2 kolegów - jak to się mówi w korpo - postanowiło kontynuować karierę poza strukturami...
W końcu zaświeciło dla mnie słońce i to siedzenie za marne - brak dziękuję jednak się opłaciło.
W swej łaskawości znalazło się dla mnie miejsce na stałe, i w końcu jeden problem z głowy mniej.

Małe przyjemności

Praca w korpo wiąże się z różnymi dodatkami w ramach atrakcji.
Nie ma premii miesięcznych, kwartalnych, ani półrocznych, nie ma barbórek, nie ma 13tek, 14tek.
Czasem premia z zysku, na otarcie łez.
No i modne dodatki w stylu opieki medycznej - mam odruch cofający - niestety lux-med, na wizytę u okulisty czekałam 2 m-ce, na wizytę u ginekologa 7 tygodni. Nieźle co? Tym bardziej że dopłacam do abonamentu.
I jeszcze jeden dodatek dla Korpo-Szczurzycy karta Profit plus... Dotychczas nosiłam w portfelu, ale pół roku temu, mój Pracodawca wziął się za tych co noszą kartę tylko w portfelu i postanowił narzucić nam płacenie za karty.
Najpierw chciałam zrezygnować, potem pomyślałam że może jednak pójdę. Pierwszy kwartał kosztował mnie jakieś 30-parę  złotych, i przeleżał w portfelu. 
Gdy zaczął się ostatni kwartał roku już miałam chęć wypowiedzieć umowę, a tu telefon od mojej sąsiadki Anastazji.
-Anna ty korpo baba jesteś płacą Ci abonament!? No mówię że płacą, na co Nastka zadysponowała,
-Anna od 1 października chodzisz ze mną na fitness.
No to chodzę, rozkodowanie co to za ćwiczenie jest dla mnie zbyt skomplikowane. Jakieś skróty słowne. We wtorki jest na moje oko jakieś kardio, w czwartki coś z spalaniem, piątek - wedle mojego kodowania, uśpienie wyrzutów weekendowego szaleństwa. Bo w weekend wyżywam się kulinarnie 
Strasznie kusiła mnie dziwna nazwa zajęć - z rowerami na ulotce - poszłyśmy w zeszły piątek, rano następnego dnia dostałam sms-a od Nastusi - Anna płacisz mi dziś za panią do sprzątania.
No moja godność też ucierpiała 3 dni nie mogłam usiąść na twardej powierzchni. Ale satysfakcja niesamowita.
No i tak chodzę 3 razy w tygodniu. Z grupą kobiet walczę żeby wytrzymać godzinę, i pokazać że dam radę.
Ech, od m-ca jestem spokojniejsza, nie wrzeszczę na dzieci, ba i  mam w końcu coś dla siebie. Nie wiele potrzeba prawda!?

niedziela, 11 października 2015

Liście z drzew

Spadają liście z drzew, kolejna pora roku przemija. 
Panie K. wszystkiego najlepszego, dziś nasza rocznica ślubu, już druga bez Ciebie. Boli jak każdego dnia, boli jakby to było wczoraj, znowu się zamykam na ludzi. 
Nic mi się nie chce, zatracam się w codzienności.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Jak żyć Panie Premierze

No jak? Czyli bedzie dzis o przetrwaniu.
Szkoła idzie, trzeba wysłać Baje do szkoły, Fucie do przedszkola.
Wszystko kosztuje od gumki, przez kredki, po worek na trampki, mundurek... Fucia w tym roku dołączy do edukacji... Cieszy mnie to niezmiernie, ale tez strach jak to wszystko udźwignę finansowo, z utrzymaniem jeszcze cioci, nie daje mi spać po nocach.
Dojdą opłaty za przedszkole, wyprawki, kocyki... Ech... 
Dzieci rosną Baja urosła 4,5cm od kwietnia, Fucia 3cm. Do wymiany garderoba, buty...

Jak żyć Panie Premierze, jak żyć :-(

sobota, 22 sierpnia 2015

Koniec lata

I znów kończy sie lato, odchodzą w dal upały, żółcą się liście kasztanów. Zakończył sie urlop i wróciłam do miejskiej pustyni czując pustkę. Obie z Bają miałyśmy podobne uczucia wracają do domu. 
- Mamo po co tam wracamy, przecież nikt tam nie czeka... Nie ma juz Taty.
Nie umiem jej odpowiedzieć. Serce mówi że wolałabym tam zostać, sprzedać mieszkanie, tam kupiłabym za te kasę 2 razy większe. Ale nigdy nie byłoby mnie stać na wysłanie Cię córeńko na studia, a wcześniej do dobrej szkoły. Tu mamy wszystko w zasięgu ręki. 
Rezygnuje z wielu rzeczy dla dzieci. Śmiesza mnie kobiety które udowadniają na siłę swoją emancypację, wyzwolenie. Udowadniają jak bardzo na partnerstwie oparte jest ich małżeństwo. Aż słyszę w głowie tekst z seksmisji - facet to Twój wróg. 
Śmieszy mnie to udowadnianie jak swietnie sobie radzę w pracy, mam na biurku dizajnerskie zdjęcie dziecka, po pracy biegam, skacze i sie wyginam, Aha mam dziecko - nie przeszkadza mi to. 
Kocham moje dzieci, nie mam ich za karę, z przypadku. Jestem w stanie poświecić dla nich bardzo dużo.
To że rezygnuje odrobinę z siebie nie jest dużym kosztem chce żeby moje córki miały szczęśliwe dzieciństwo. Nie chce zeby im sie kojarzyło z "przechowalniami" rodzicem który ma czas na wszystko tylko nie dla nich, ja to moje dzieci, szczęśliwe dzieci, kochane dzieci.

czwartek, 30 lipca 2015

Motyle

Symbolika motyli w zależności od wierzeń jest różna. Majowie wierzyli że to dusze zmarłych które wracają pożegnać z bliskimi.
Czytałam wiele historii o motylach które pojawiały się u pogrążonych w żałobie, w porze roku dość zaskakującej.
Jako sceptyk nie bardzo wierzę w te historie, a ich bajkowy wymiar po części utwierdza mnie w tym przekonaniu, to jednak gdzieś tam w środku mnie coś czekało na jakiś znak.
Jednak część  mnie chciałaby wierzyć tym historiom.
Mam imieniny za niedługo, a wczoraj obchodziłby je Pan K.
I przyfrunął dość niespodziewanie do mnie motyl. Nie prawdziwy, na koraliku.
Nie wiem czyj to był pomysł, ale od kilku dni szukam ukrytego motywu. Dlaczego akurat motyl? Przecież jest tak olbrzymi wybór wzorów. Mogła być literka, cyrkonie, cokolwiek innego. Motyl...
Nie pożegnaliśmy się, czas choroby Pana K. wspominam z traumą, nie wierzę do dziś że nie udało mi się go uchronić, i do końca będę żyć w poczuciu winy, odpycham to od siebie, ale to co jakiś czas wraca... Miałam szansę, ale ją przegapiłam kosztem Jego życia. 
Nie pożegnaliśmy się...
A teraz ten motyl, niby tylko koralik, ale motyl....
 Znów czas odznacza kolejną datę w samotności, tęsknocie, która ściska aż dech odbiera. Boli, boli świadomość i poczucie straty, która teraz przeraża że to już tak długo trwa, jakby wieczność minęła, a przede mną jeszcze otchłań samotności.



[EDIT 30.07.2015]

Chyba tak bardzo mi ciąży brak pożegnania, że wymyśliłam sobie historię, o motylach...
Noszę mojego motyla cały czas.


piątek, 10 lipca 2015

Będzie o pracy na wesoło

Czy praca może być wesoła!? Nie, ale to ludzie tworzą środowisko pracy i o tym będzie. Skąd w pracy zwierzaki? To zabawne, ale zaczęło się od Banana.
Banan jaki jest - każdy widzi:-). A co dzieje się z bananem zostawionym przed urlopem w biurku? Najpierw robi się coraz ciemniejszy aż gnije i... wtedy pojawiają się zwierzątka:D. Muszki- owocówki.
Banana zostawił Maciek, wrócił po urlopie, odsunął szufladę i wyleciała łuna, no i towarzyszyła Maćkowi równo tydzień. Wyrzucił banan do kosza segregacji ogólnych odpadów, i co kto do "modnego" kosza wrzucił łuna muszek wylatywała z środka. Dziadostwo szybko zaczęło się rozprzestrzeniać.
Zostawiłam wczoraj nieumyty kubek z resztką kawy, dziś przywitała mnie chmara muszek na biurku. W przeciągu trzech dni połowa pietra osiągnęła poziom ekspercki z wiedzy o zwyczajach muszek, a Maciek ksywkę Władcy Much...
Dziś też pojawił się muchozol w sprayu i nastąpiła zagłada. 
To był wesoły tydzień .

Wojna z kotem

Nie ma dzieci wyjechały na wakacje do moich rodziców, nawet nie mają czasu ze mną rozmawiać. Jak pytam czy są grzeczne kończą  rozmowę szybko - pa mama...
No i zostałam sama z kotem i ciocią. Kot się nudzi, Fućka go nie zaczepia, Baja nie straszy, to Kot śpi całymi dniami, budzi się jak wracam z pracy a bawi się... jak idę spać.
Zabawa polega na bieganiu od jednego okna, do drugiego, na oknach są siatki za oknami ćmy i komary. Kot poluje, skacze po siatce i urządza sobie biegi..
skacze po jednym oknie, po czym galopuje do drugiego pokoju, odbija się od fotela i wskakuje na kolejny parapet skacze po siatce i... powrót do drugiego pokoju hop na parapet, na siatkę i powrót...
I tak 10-20cia razy tam i z powrotem... Niby nic ale 4ta rano robi sporą różnicę. Pierwszej nocy rzucałam w Kota poduszką drugiej w końcu zamknęłam drzwi do pokoju, niestety upał nie dał mi spać. Kolejnej nocy już się wściekłam i zamknęłam kota w łazience.

Wczoraj Kota męczyłam pół wieczoru, a to sznurek, a to kłębek włóczki i na szczęście Kot spał całą noc.
Co będzie dziś!? Mam potrzebę się wyspać ;-)

niedziela, 5 lipca 2015

Czego oczy nie widzą...

Przypomniała mi jedna znajoma i tak mnie wzięło na zebranie kilku historyjek,  a będzie o Fuci.
Fućka jaka jest już chyba wiecie, a jak nie to uogólniając, Fucia jest "ciekawa świata".

Pędzi na hulajnodze z nogą podniesioną ku górze i niczego się nie boi.  Fućka w ramach odkrywania, badania różnych przedmiotów, sytuacji, potrafi zaskoczyć każdego. Mnie też przyzwyczaiła już że koło nie zawsze jest kołem.
Nożyczki - są między innymi  jedym z przedmiotów które zaliczają się do tzw "must have" mojego dziecka. 
Pierwszy kontakt był pod baczną obserwacją i nauką - włożyłam jej rzeczone nożyczki do rączki pokazałam co ma z nimi robić, Baja robiła wycinanki z papieru, wzory folklorystyczne, ba nawet szukałyśmy motywów parzenicy góralskiej.
Fućka patrzyła, patrzyła i zaczęła wycinać. Pocięła w drobne  kucki wszystkie kartki które dostała, od tego momentu pokochała nożyczki.
Kolejny kontakt był z nożyczkami Baji. Zostawiła je na biurku a Fućka, nie omieszkała wykorzystać sytuacji. 
Kontakt z nożyczkami zakończył się nową stylizacją fryzjerską, Fućka wystrzygła sobie modną fryzurę - z asymetrią, wycięła sobie włosy - bagatela w miarę równo - z lewej strony wzdłuż linii grzywki, nawet niewiele musiałam poprawiać.
Kolejnym razem, nowy dizajn wg projektu Fućki powstał na stole i... znów na niej samej.
Obrus położony na stole zyskał z jednej strony falę, podobną falę Fućka uzyskała robiąc wycinankę z bluzki.
Kolejnym razem ciocia kuchenne nożyczki zostawiła, ale tym razem spryciarz nożyczki zwinął i schował. Ujawniła się po kilku dniach na tarasie obcinając kwiaty, jeden po drugim została złapana przy drugiej skrzynce  niezapominajek.  I tak bym mogła długo bo z Fućką nie jest nudno. Bo taka Fućka już jest.

Boso przez dzieciństwo

Boso przez łąkę biegłam z siostrą za rękę. W ręce garść kwiatów rumianku, pachnących intensywnie. 
Biegłam po radość, po szczęście jakiż to był błogi czas.

Już dawno nie czułam takiej beztroski, wolności. Ani głowa, ani serce przez chwilę nie odnajdują tej beztroski i bezpieczeństwa.
Lato pachnące sianem, łąki upstrzone czerwonymi makami, chabrami...
Małe koty potykające się o ogon, kurczętami upstrzone na żółto podwórko, biała gąska sycząca na wszystkich. 
 Ćwierkające wsród zbóż świerszcze.
 I żaby - o nich juz tu pisałam - żaby które tuliły mnie do snu. 
Pajęczyny błyszczące brylantami kropel rosy o zmierzchu.
  Pielęgnuje te wspomnienia w mojej pamięci, dają mi sile by przetrwać.

niedziela, 28 czerwca 2015

Piknikowy dzień Ojca.

5dni temu był Dzień Ojca, z racji odległości do cmentarza, a może raczej trasy która trzeba by przejechać w korkach przełożyłyśmy dzień na dziś. Z racji że cmentarz ma sie dzieciom na smutno nie kojarzyć dzis był piknik. Ogarnelysmy nagrobek, pozapalałyśmy świeczki, położyły kocyk na płycie nagrobka i świętowaliśmy Dzień Ojca. Były laurki -przytomnie dałam zalaminować bo ostatnie rozpuściły sie na  deszczu i Baja sie spłakała. Bułeczki, ciasteczka, sok dla dziewczyn, kawa z termosa, niestety ubite mleko opadło, ale cóż i tak smakowała. Fućka stwierdziła ze mamy ognisko świeczkowe u Taty. Zaskoczyła mnie tez pytaniem - a gdzie bułeczka dla Taty? Miałyśmy cudny pokaz szybowców, bo właśnie tam są zwalniane z "smyczy" szybowce, widziałyśmy chyba z 5. Fućka wypatrzyła chmurę w kształcie serca - obie z Bają stwierdziły ze od Taty, za laurki i serduszko, które Baja tydzień temu pieczołowicie pomalowała. 

Nie chodzimy palić świeczek, nie chodzimy klepać pustych modlitw, my chodzimy w odwiedziny do Taty,  do męża który gdzieś tam jest, przychodzi do nas na tę krótką chwile, podziękować ze przyszłyśmy. Dziś na koniec jak odchodzilyśmy Baja krzyknęła - patrz zgadła świeczka, chyba Tato nie chce żebyśmy juz szły... Zgasła świeczka przy bezwietrznej chwili... Zgasła świeczka, dzięki Panie K. że przyszedłeś.

sobota, 27 czerwca 2015

czym jest samotność

Wiecie że można być samotnym w tłumie?  Wiecie..
O to ja Pani, samotna matka, kobieta, dziewczyna, czyjeś dziecko.
Ja która jestem samotna w tłumie, ja która nie umiem znaleźć w innej kobiecie bratniej duszy. Która nie ma żadnej przyjaciółki. Mam siostrę.
Siostrę z którą za rzadko rozmawiam, za rzadko się widzę bo jest daleko, chodź często o niej myślę, tęsknie,  kocham.
Obie napotkałyśmy mnóstwo zakrętów na ścieżce życia...
Mam siostrę która jest hen daleko.

Jestem samotna z dziećmi, samotna w pracy. Śmieję się z żartów mało zabawnych, plotkuję o trampkach które były passe i już tydzień później hitem sezonu, płaczę bez łez, bo już nie umiem inaczej. Jestem samotna na podwórku z maluchem bo inni nie rozumieją, nie szanują, nie wiedzą.
Wstaję rano maluję rzęsy, zakładam szpilki i biegnę przez dżunglę, z włączonym endomondo.

Straciłam przyjaciela jakiś temu czas, Straciłam przyjaciela który umiał się ze mną śmiać, do którego dzwoniłam i  był, gdzieś tam, w tej samej dżungli.
Brał mnie za rękę wracaliśmy razem do domu. Zamykaliśmy za sobą drzwi i wtedy nie byłam samotna.

Pani pozna Pana

Dała pewna Pani anons w prasie że pozna Pana. Pani chciała Pana który lubi rozmawiać, lubi kino, wie że Pani ma dzieci.
I poznała Pani Pana A. 
Pan A. lubi rozmawiać, i już po pierwszym spotkaniu, i Pani ani Pan mieli problem z zakończeniem spotkania. Pan A. ma przyjemną aparycję, Pana zostawiła inna Pani.
Pan ma już dzieci więc ewentualnie  cudze przygarnie. Pani nie miała syna więc jakby co miałaby na weekendy.
Pan A. jak Pani ma dużą rodzinę.
Pani ma kota nie lubi psów, za to Pan ma psa nie lubi kotów, ale ten szczegół nie jest rozpatrywany a nie po stronie na minus, ani na plus.

I Pani nie wie co ma z tym wszystkim zrobić.

piątek, 5 czerwca 2015

coś dla ciała

Wróciłam do biegania.Okazało się że moja kondycja jest bardzo słaba. Kiedy ostatni raz wychodziłam biegać Pan K. śmiał się - żebyś nie zgubiła drogi do domu... Złapałam wtedy kontuzję której nie mogłam doleczyć.
Teraz jej nie ma, a bieganie sprawia mi przyjemność, każdy metr, to walka z sobą, ale  nie poddaję się. Jak wróci kondycja w pełni, żaden kilometr nie sprawi trudności, walczę z  słabościami ciała, a bieganie daje satysfakcje i multum endorfin.
Zakładam buty, włączam muzykę, świat wokół mnie jak obrazy, przesuwa się do przodu. Zamykam oczy czuję się jakbym odbijała na trampolinie, odbijam stopę o chmurę, potem następna chmura, czuję się lekka jak pióro którym powiewa wiatr, mknę otulona w jego chłodny oddech, czuję zapach jaśminu, tak mocny że kręci mi się w głowie. Tysiące myśli biegnie, świat się kręci, słońce zachodzi nad drzewami...
Kończy się muzyka, wracam do domu.

środa, 20 maja 2015

Ciężki dzień

Myślałam ze mnie juz nic nie ruszy, ze wszelkie emocje mam już poukładane w odpowiednich szufladkach. W teorii szuflada sama sie nie otwiera, wiec sama też teoretycznie zafundowałam sobie dzisiejszy dzień. Pojechałam do sądu na sprawę w sadzie rodzinnym - sąd decydował czy nie działam na szkodę dzieci. I zdecydował ze nie działam, ba pozwolił mi na wyprzedanie wszystkiego, a pilnować ma tego moja przyjaciółka. 
Gdy wyszłam z sądu zderzyłem się z ścianą wspomnień, tęsknoty, żalu... Zaczyly płynąc łzy... I znów nie pamietam drogi do domu... Jak przez mgłę auto a tam fala płaczu, wściekłości na to ze zamykam kolejne drzwi, chyba ostatnie. I ta potworna pustka ze juz nic nie ma... Nie ma juz nas... Nie ma nic. Włączyłam radio na pełen regulator bo bałam się że przez łzy nie zobaczę drogi... One cały czas leciały, nie potrafiłam tego opanować... Queen....jedna z ulubionych piosenek Pana K. Musiałam zjechać na pobocze....
Jakoś dotarłam do domu.
Panie K. Ja nadal Cię kocham....

poniedziałek, 18 maja 2015

Wiosna

Ale nie, nie bedzie o świergoczących ptaszkach, pachnących bzach. Będzie o wyglądzie. Jak pisałam niania ciężko gotuje, zanim sie opamiętałam przybyło mi 6 kg. No niestety przy moim wzroście to juz nadwaga. Trenowałam różne pozycje na wadze, ale niestety maupa nieubłagana  pokazywała non stop to samo. Jak przeciętna kobieta w moim wieku jestem od zawsze na diecie, i niestety jak zwykle okazało się że ta którą stosuję za bardzo do odchudzających nie należy;-). No wiec zrobiłam rekonesans w pracy kto sie na czym aktualnie odchudza, z zestawem diet wzięłam się za planowanie co wolno mi jeść a czego nie. Wybrałam najmniej drastyczną, a to znaczy że jem dużo i chudnę, powoli nawet bardzo powoli, no ale w końcu są efekty. Jeszcze kryzys nie opanowany, ale widzę już światełko w tunelu.

Przedszkole

Fućka wygrała casting do państwowego przedszkola. Byłam juz na pierwszym zebraniu, w sobotę pierwsze zajęcia adaptacyjne. Dyrektorka mnie oczarowała, swoim podejściem do pracy, misją z jaką prowadzi przedszkole. Jestem pod wrażeniem. Nie mniej poważnie obawiam się pierwszych zajęć na które zaproszono dzieci z obydwojgiem rodziców...
A Fućka ma mamę i tatę w jednym, mam nadzieje że wytrzymam psychicznie te spotkania i nie upadnę. Mój maluch zaczyna zadawać pytania, i nie bardzo rozumie moje odpowiedzi. Tłumaczę ze tatuś umarł i go nie ma. Jestem skonsternowana za każdym razem gdy naśladuje inne dzieci i próbuje mowić tato do obcego faceta. Tłumaczę cierpliwie, i dusze w sobie uczucia wściekłości i smutku. Żalu ze mój maluszek nie pamięta swojego Taty.

niedziela, 17 maja 2015

Samotność

Boję się samotności. Potrzebuję pełnej rodziny. Potrzebuje oparcia w mężczyźnie... Jestem zmęczona brakiem dorosłego towarzystwa w domu. Nie pisze o niani, bo ona mimo wieku nie jest dorosła, zaradna... Zgorzkniała, żyje przeszłością. A ja nie chce tak być. Nie chce za 20 lat obudzić sie z świadomością ze jestem stara, i nie mam swojego życia, że żyję przeszłością, pamięcią czasów mojego małżeństwa, które umarło z Panem K.
Nie prowadzę bujnego życia towarzyskiego praca - dom, dom - praca. Wpadłam w jakis letarg, i nie wiem jak z niego wyjść.

piątek, 27 marca 2015

List do nikogo...

Pamiętasz Panie K. tę noc która zabłysła dla nas milionem kwiatów? Zakochaliśmy się w sobie jak szczeniaki. Chodziliśmy od knajpki do knajpki, znajdując radość w trzymaniu się za ręce, słuchaniu muzyki, szukając swojego wzroku, dotyku...
Tęskniliśmy za sobą jak wariaci, dzwoniąc, pisząc tęskniąc za dotykiem, zapachem, smakiem ciała...mruczałeś przez telefon, komplementy, czułe słowa... miłość.
Piszę do Ciebie Panie K. bo już nie pamiętam Twojego dotyku, zapachu, zapominam dźwięk Twojego głosu.
Piszę do Ciebie, bo wiem że do mnie nie zadzwonisz, może przyjdziesz jak zamknę oczy, może wtedy mnie przytulisz, zamruczysz do ucha po swojemu.
Może powiesz że też tęsknisz, że kochasz...
Minął rok jestem ze stali, nie czuje nic.

wtorek, 24 marca 2015

Stołeczny wyścig do przedszkola

Nie wiem jak u Was, ale w moich stronach miejsce w państwowym przedszkolu to wyścig o punkty za spełnione kryteria. Wśród moich znajomych, kolegów z pracy żadne  dziecko nie chodzi do państwowego przedszkola.
W "stolycy" to taki luksus nie dla każdego. 
Jeszcze parę lat temu matka samotna była poza konkurencją, teraz musi walczyć w wyścigu z innymi.
Z matkami z wolnych związków które wymeldowują swoich partnerów, i udają niebożęta pozostawione przez faceta-świnię.
Kompletowanie wymaganych dokumentów zajęło mi tydzień.
Wniosek który wygląda jak test, i tona załączników. Że samotna na druku - oświadczenie to mało, wiec akt zgonu, że pracuję to papier, że się rozliczam w rejonie Pit, że mam inne dzieci akt urodzenia.
I tak uzbrojona w wydruk prawie 30 stron, biegnę zapisać Fuciątko do przedszkola.
Trzymajcie kciuki, wyniki kastingu na koniec kwietnia.

sobota, 21 marca 2015

Healthly living

Dopóki byłam matką niepracującą, rozwinęłam się bardzo kulinarnie. Pieczony w domu chleb? Oczywiście. Pełnoziarnisty -czemu nie, włoski - mniam, bułeczki domowe? No co w tym trudnego. Hande made wędliny, nawet wpadłam na pomysł na domowe parówki. Domowe zupy, na wiejskiej kurze, warzywa na parze - najsmaczniejsze... Kg cukru i soli potrafił mi starczyć na pół roku. Teraz jadam zupy z kostki, no chyba ze zdążę przed nianią ugotować. Naleśniki, placki ziemniaczane na głębokim tłuszczu... Wole sama gotować wiem wtedy ze jedzą zdrowo. Większość smażę bez tłuszczu, cukru nie używam,  nie sole, jest tyle innych przypraw. Niani nie daje pieniędzy bo do garnka wpada syf. 
Nie uważam sie za kto wie co w kuchni, ale umiem świadomie zrobic zakupy i ugotować ze smakiem.

Kryzys matkowania....

Po roku bycia samotnym rodzicem, zaczynam odczuwać kryzys... Ba, mam wrażenie ze to zachacza nawet o depresję.
Mam potworne problemy wychowawcze z moją 8latka, nie daje rady, wymiękam. Nie potrafię do niej dotrzeć, nie umiem znaleźć z nią wspólnego języka. Od niedawna zaczyna świadomie wykorzystywać swoje półsieroctwo. Nie akceptuje tez małej, mogę na palcach u jednej ręki policzyć ile razy dziennie potrafi coś robić z maluchem - i nie jest to zabieranie młodszej zabawek, wyrywanie kredek, czy złośliwe wyłączenie bajki w połowie. Nie wiem co sie z tym moim dzieckiem dzieje, nie bardzo mam tez czas odkąd pracuje na wychowywanie moich dzieci... Są z nianią, którą gdybym mogła jeszcze dziś wyrzucilabybym za drzwi... Bo ona tez jest głównym zapalnikiem większości awantur w domu. Jestem psychicznie wrakiem, w pracy stres po 10 godzin dziennie - bo aktualnie cały czas muszę sie wykazywać - wracam do domu a tam awantury. Nie mam juz siły na to wszystko, zaczynam zazdrościć Panu K. tego wiecznego spokoju. Zaczynam żałować dnia w którym poprosiłam nianie by ze mną zamieszkała - teraz nie wiem jak sie jej pozbyć. Boje się że nim sie wyprowadzi z Baja poza adresem, juz nic bedzie mnie łączyć..
Panie K. Ratuj, bo nie umiem pomóc naszemu dziecku. 

piątek, 6 marca 2015

:'(

Rok temu ostatni raz wtulałam się w ramiona Pana K. Czułam zapach jego perfum, ciała... ostatni raz słyszałam dźwięk jego głosu i czający się w nim strach.
Nie umiem już płakać... Czuję nieutulony żal że mi go odebrano...
Nie wierzę  w zbożne cele mojej tragedii, nie widzę idącej z tego nauki, pożytku, wyższego celu.
Smutek, że coś pięknego, trwałego, dojrzałego się skończyło...Nasza miłość z biegiem lat, pojawieniem się dzieci, ewaluowała, dojrzewała. Kolejne choroby Pana K. zmieniały jego charakter ale miłość trwała. 
Coraz bardziej odczuwam brak rozmów z moich ukochanym, już nie łapię się na tym że chcę mu coś powiedzieć, bardziej przeraża mnie to że nie mogę powiedzieć, bo nie mam komu. Mało kto potrafi zrozumieć żarty, moje podejście do życia, to co robię.
Brakuje mi jego bliskości... takich codziennych rytuałów, które towarzyszą ludziom mieszkającym razem, od wypitej rano wspólnie kawy do przytulenia się pod jedną kołdrą...
Wyrzuciłam łóżko na którym spaliśmy razem, przemeblowałam mieszkanie, żeby jak najmniej przedmiotów utrudniało mi wstawanie z kolan.
Czuję potworny smutek patrząc na Fucię... Ona pierwsza przeszła do normalnego życia, zapominając, zamykając za Nim drzwi.
Baja też tęskni, nie rozumie dlaczego od nas odszedł.
Nie napiszę nic w dniu rocznicy, nie chcę jej czcić, płakać. Ten dzień wymazuję z kalendarza, nie ma go.


piątek, 20 lutego 2015

korpo biurwa

tym na co dzień jestem korpo biurwą. Małym trybikiem w wielkiej machinie nastawionej na zysk. Zysk dociska śrubkę a biurwa robi co jej się karze, i czeka.. wygląda piątku.
 I wtedy nie bardzo wie co zrobić z tą dwudniową wolnością. Posprzątać w sobotę, zrobić zakupy, ugotować rosół i iść w niedzielę na sumę?

Pięć dni dla dwóch dni wolności. Niczym wieczność, już w poniedziałek jako biurwa zaczynam czuć kajdany które coraz mocniej zaciskają się na moich rękach, wciskam enter, klikam. W piątek czuję już wiatr we włosach, powiew wolności i radość..
Nie sprzątam w weekend, szkoda mi czasu. Do kościoła nie chodzę bo mnie drażni świadomość pustki, nicości, i końca, z brakiem wiedzy co dalej.
Spędzam czas na przyjemnościach, chłonę klimat domu, dzieci, miłości. Delektuję się i czerpię siłe, by utrzymać kajdany przez kolejne pięć dni.

Co w korpo jest nie tak? Nie wiem, może to brak poczucia że robi się coś dobrego, czegoś za co usłyszę proste "dziękuję"?
Toleruję korpo z jednego powodu - stan konta co m-c jak w zegarku się zgadza.

niedziela, 15 lutego 2015

Weekend z dziećmi

Nie będę pisać co robiłyśmy cały weekend, opowiem o małym fragmencie. Fućka zażyczyła sobie "halby" i pędzelki. No cóż chwila spokoju, bez awantur - niestety 5 lat różnicy stanowi podstawę konfliktów w moim domu - no wiec dla tej odrobiny ciszy chętnie na to przystanelam, nawet kosztem sprzątania, no cóż nie wiedziałam co mnie czeka. No i stanęły farby, plakaty, pędzelki. Odpłynęlam nad książką i to był błąd. Fantazja mojej 3latki jest zmorą, chodź tez dzięki temu się nie nudzę. Oprócz kilku kolorowych rysunków pomalowany został rownież kot. A konkretnie koci ogon i kocia łapka, czarną farbą. Kot walczył z bodypaintig-iem wycierając łapkę z ogonem gdzie się da. Hmm na moim jasnym dywanie, kapach, zakończyła na sofie na białej poduszce. W związku z tym że Fućka dostała farby do malowania rączkami, nie tylko kot został uświniony.
Z stoickim spokojem z Fućką malowała Baja swoje kolorowanki. Pytam czemu mnie nie zawołała. Usłyszałam ze skoro dałam maluchowi farby to trzeba było go sobie pilnować. No cóż sporo w tym racji ale liczyłam na więcej lojalności. Usuwam skutki malarskich zapędów Fućki.

sobota, 14 lutego 2015

ideały

Pan K. nie był ideałem.... ba śmiem twierdzić że miał więcej wad niż zalet.
Może to źle zabrzmi ale... teraz jestem lepiej zorganizowana - to chyba zaleta każdej z matek. Nigdy się nie spóźniam, zawsze mam zrobione wszystko na czas, posprzątane... Czy facet dezorganizował moje życie? Po części tak, zwłaszcza taki który ma trudny charakter, jakiś czas z tym walczyłam, próbowałam "wychowywać". Odkąd pojawiły się dzieci, zaczęło mi brakować na to czasu...
Czy mniej się kochaliśmy? Nie! Czy mniej szanowaliśmy? Nie!
Wciąż mi go brak, ale potrafię też żyć. Sama.

wtorek, 10 lutego 2015

11 miesięcy

Brakuje mi mężczyzny w domu. Przytulenia się do drapiącego policzka, wzroku który na mnie patrzy gdy odrywam wzrok od książki. Nikt mi w nocy nie zabiera kołdry. Nawet deska w toalecie zawsze opuszczona. 
Ostatnio byłam z dziećmi u rodziców, kawał drogi, dotkliwie odczułam brak zmiennika za kierownicą. 
Sama chodzę do kina, sama kupuję sobie kwiaty, prezenty.
Sama...

sobota, 31 stycznia 2015

Girls Just Want To Have Fun

Dziś mija 8 lat od pojawienia się Baji na świecie. Więc babski wypad kino, mały shoping, gorąca czekolada, rurki z kremem - nie wiem co waga na to, na wszelki wypadek nie wejdę na nią rano.
Bawiłyśmy się świetnie i chyba Baja potrzebowała tej wyłączności na mnie. 
To był udany dzień, bawiłyśmy się świetnie.

niedziela, 25 stycznia 2015

Co Bóg miał z tym wspólnego

czyli czy wdowa wierzy w Boga?
Na razie piszę wielką literą - to bardziej wynika z wychowania, bo z wiary to już nie wynika.
Jak wytłumaczyć sobie że Bóg miał inne zadanie dla Pana K.!? Do czego był mu potrzebny!?
Nie, to zadanie dla mnie!? W to też nie wierzę...
Ksiądz w konfesjonale mi powiedział że to normalne, że to normalne. Że lepiej tak niż być potulną owcą..
A co jeśli ja nadal nie widzę w tym sensu? Nie szukam odpowiedzi, nie potrzebuję ich.
Live`s go on...

piątek, 2 stycznia 2015

O Baji

To moje postanowienie noworoczne. Odkąd pojawiła się Fucia, nie potrafię znaleźć klucza do mojego starszego dziecka. Kolejnym ciosem było odejście Pana K. była jego księżniczką, jego oczkiem w głowie. Teraz walczy o moją uwagę z Fućką. Walczy nieczysto  bijąc malucha jak nie widzę, drapiąc lub gryząc do krwi. Jest niebywale zazdrosna i okazuje to na każdym kroku, czasami urządzając ataki wściekłości jak 2-letnia dziewczynka.
Nie umiem tego opanować, doba też nie jest z gumy więc nie wyczaruję dla niej codziennie dodatkowych kilku godzin.
Punktem zapalnym jest też moja "opoka" w opiece nad dziećmi, ale to już inna bajka.
Jaka jest Baja? Bardzo dużo mówi, czasem nim dojdzie do sedna, zapominam os czego zaczęła, jest bardzo ostrożna, wrażliwa, delikatna. Chuda jak patyk i najwyższa wśród swoich rówieśników. Jest niebywale inteligentna, zdolna... ech mogłabym tak godzinami.
W szkole na którymś z spotkań, usłyszałam że jest bardzo smutnym dzieckiem, rzadko się uśmiecha. Tkwi to jak szklana drzazga w moim sercu. 

Choróbskom mówimy NIE!

Jak Wam minął Sylwester? Mój był tragiczny, zamiast maseczki karnawałowej, założyłam maseczkę od inhalatora. 
A zaczęło się banalnie śniadanie Bożonarodzeniowe, i potem spacer po lesie, badminton z teściową. I 39 stopni gorączki wieczorem i tak przez następnych 6 dni, po drodze przestraszony młody internista na świątecznym dyżurze i szpital.... trochę się bałam jechać na SOR, najbliższy był w szpitalu w którym zmarł Pan K. Trafiłam na świetną lekarkę, diagnoza zapalenie płuc. I nowe podejście spacer w lesie (bo mieszkam pod lasem), dużo wietrzenia domu, antybiotyk. Powoli dochodzę do siebie, niestety wszystkie plany diabli wzięli, miało być babskie wyjście, wypad z Baja do Centrum Nauki Kopernik.
A niestety jest paczka chusteczek, ataki kaszlu, i pudełko leków...
Odbijemy sobie w ferie.

Był u Was Mikołaj?

U mnie był, chyba byłam grzeczna... Mikołaj dał mi prezent rozwojowy. Jak rasowa sroka dostałam biżuterię, ale, ale... nie byle jaką. Wymarzoną Pandorę. Teraz co jakiś czas będę szukała koralików. Pan K. śmiał się z tej mojej pasji do biżuterii, większość to tanie hand made, poza kilkoma okazami z szlachetnych kruszców.
Moja Pandora jest srebrna ma na razie 2 koraliki i jedną zawieszkę.