piątek, 10 czerwca 2016

Sezon podwórkowy

Oficjalne otworzyłam - minimum miesiąc temu.
Po tym okresie jestem lekko sfrustrowana. Moje frustracje - poza małymi wyjątkami - wynikają właśnie w związku z tematem postu.
Wracam codziennie do domu z pracy i nim zdążę zdjąć buty, umyć ręce, Fućka staje przede mną z żądaniem - PODWÓRKO. Pomimo iż mieszkam na zamkniętym osiedlu, z "powiedzmy" placem zabaw dla dzieci, to niestety moja młodsza córka nie nadaje się na wyjścia samodzielne, ani też pod opieką Baji.
Wiec wracam do domu, zdejmuję buty, korpo mundur i ląduje na osiedlowej ławeczce. Na szczęście nie sama, w towarzystwie, które zdążyło mi już zbrzydnąć. Błogosławię dnie ja dziś - pada deszcz, w końcu mogę usiąść z lampką wina i książeczką na kanapie, i nie robić nic. 
Nie mam czasu gotować obiadów, nie mam kiedy prasować, sprzątać, pralkę wstawiam wychodząc na podwórko, a wieszam po nocy...
Trochę to męczące, ale świadomość żywiołowości Fućki nie pozwala mi jej wypuszczać pod opieką starszej Baji, która pewnie nawet by na nią nie spojrzała po zamknięciu drzwi od domu. 
Fućka jeździ jak kamikadze na hulajnodze, i nie pozostaje dłużna dużo starszym dzieciom.
Największym zagrożeniem są jednak samochody wjeżdżające przez podwórko do garażu podziemnego. 
Zaczęłam więc szukać sobie zajęcia na podwórkowe nudy ale o tym następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz