tym na co dzień jestem korpo biurwą. Małym trybikiem w wielkiej machinie nastawionej na zysk. Zysk dociska śrubkę a biurwa robi co jej się karze, i czeka.. wygląda piątku.
I wtedy nie bardzo wie co zrobić z tą dwudniową wolnością. Posprzątać w sobotę, zrobić zakupy, ugotować rosół i iść w niedzielę na sumę?
Pięć dni dla dwóch dni wolności. Niczym wieczność, już w poniedziałek jako biurwa zaczynam czuć kajdany które coraz mocniej zaciskają się na moich rękach, wciskam enter, klikam. W piątek czuję już wiatr we włosach, powiew wolności i radość..
Nie sprzątam w weekend, szkoda mi czasu. Do kościoła nie chodzę bo mnie drażni świadomość pustki, nicości, i końca, z brakiem wiedzy co dalej.
Spędzam czas na przyjemnościach, chłonę klimat domu, dzieci, miłości. Delektuję się i czerpię siłe, by utrzymać kajdany przez kolejne pięć dni.
Co w korpo jest nie tak? Nie wiem, może to brak poczucia że robi się coś dobrego, czegoś za co usłyszę proste "dziękuję"?
Toleruję korpo z jednego powodu - stan konta co m-c jak w zegarku się zgadza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz