dziś będzie na smutno.
Z kresów przyszłam do "wielkiego miasta" za miłością, za pasującą połówką mojej pomarańczy...
Połówki nie ma, odeszła we śnie, mam nadzieję nie cierpiąc...
Połówkę dorwała w swe szpony podstępna choroba, zgniotła, stłamsiła, podeptała i wypluła... To co zostało nie miało się czym bronić...odszedł cicho.
Zostałam sama, z małą Fucią która już nie pamięta kim był, i Bają która straciła swojego Bohatera.
Trudno jest kroczyć z podniesioną głową samemu, trudno jest wstać rano.
Ale wstaję, kroczę...
Jestem i Matką i Ojcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz