sobota, 11 października 2014

Te pierwsze razy...

Od 7 miesięcy jestem "niczyja". Dziś nie świętowałam 11 rocznicy ślubu. Z tej okazji było tort, szampan piccolo i laurka od dzieci. Zwykły dzień, kolejny który mnie od niego oddala. Kolejna rocznica, kolejna sprawa która powoduje, że Pan K. coraz bardziej znika z mojego życia. Coraz mniej go w moim życiu, coraz mniej o nim myśle, i coraz bardziej mi go brakuje. Każdemu dniu towarzyszy niedowierzanie ze to się skończyło, ze jego juz nie ma, ze nas juz nie ma.
Nie umiem juz płakać, nie umiem się oczyścić. Samotność mnie zżera od środka.
Jestem twarda potrafię zadbać o codzienność siebie, dzieci. Show must go on... Tylko nie wiem czy chce w tym uczestniczyć.
Nie umiem poprawić jakości swojego życia, wegetuje w obowiązkach. Dzieci praca, bo czynsz bo kredyt...
W zeszłym roku spacerowaliśmy po lesie, zbieraliśmy z dziewczynkami szyszki... Nie byłam w lesie odkąd Pan. K odszedł... Ostatni raz byliśmy tam razem, ledwo doszedł pod ten las, bałam się ze będę go musiała z powrotem nieść albo wzywać pogotowie, ale się uparł...
Tęsknie skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo...
Gdybym była stara jakoś łatwiej by mi było to znieść, ale wizja tylu lat w samotności jest jak okrutny żart Boga..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz