wtorek, 8 lipca 2014

Pierogi z borówek

Pobudka z rana, dzieci niezbyt chciały wstawać, nie śpieszyło im się zbytnio. W końcu śniadanie zaliczone, cała "paka" wsadzona w foteliki i jedziemy do lasu...
W lesie było śmiesznie, było ciekawie, było też strasznie, ale po kolei.
Wysypały się dzieci z samochodu uzbrojone w koszyczki a ja w "bańkę na mleko", Fucia rwała wszystko i zaczynała od próbowania, śmiechu było co nie miara do czasu aż wypatrzyła pięknego grzyba z cudnym czerwonym kapeluszem w białe grochy. Taka wycieczka dla małych mieszczuchów to wielka przygoda. Widziałyśmy dzięcioła, i grób lokalnej legendy "Baśki" Puzon, rozstrzelanej w lesie końcem wojny. Baję szczególnie zainteresowała historia z uwagi na łączące ją z Bohaterką imię. 
Największą a zarazem najbardziej niebezpieczną cześć wycieczki stanowiło spotkanie z ... dzikiem. Na szczęście dzik nie był głodny. Poszedł w swoją stronę, lub też przepłoszył go harmider robiony przez dzieci. Przyznam że odczułam grozę sytuacji.
Zebrałyśmy 2 litry jagód. Nim dotarłyśmy do miejsca produkcji pierogów, pół  litra borówek zostało opędzlowane. Pierogi zrobiły się migiem, chodź mnie najbardziej smakowały zrobione przed naszym przyjazdem pierogi z kapusty i z twarogu i szpinaku.
Jeszcze był spacer przez miedzę popatrzeć na kombajn koszący zboże.
I znów dzieci padły w kilka chwil wieczorem.
Ja patrzę jak Niemcy ogrywają Brazylię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz